niedziela, 14 lipca 2013

Masłowskiej myśli nieuczesane







Tytuł: Kochanie, zabiłam nasze koty
Autor: Dorota Masłowska
Wyd.: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 160







Stoję (siedzę) przed pustą kartką (przed pustym ekranem monitora w zasadzie, ale kartka brzmi lepiej) i nie wiem od czego zacząć. Masłowska po raz kolejny zagięła na mnie parol. Mam wrażenie, że tak, jak jej książki i pisanie ulegają zmianom, dojrzewają wraz z samą autorką, tak i ja dorastam razem z nimi i każda kolejna pozycja jest taką, jaką chciałabym ją widzieć, dociera do najgłębszych zakamarków mojej kory mózgowej i sieje tam zamęt.

Jesteśmy z pisarką niemal równolatkami. Kiedy wyszła jej debiutancka książka, której tytułu zapewne nie muszę przypominać, było o nim tak głośno, że każdemu bez wątpienia wciąż brzmi w uszach, wychodziłam właśnie z nastoletniego okresu prowizorycznie nieokiełznanego, choć kontrolowanego buntu. "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" czytana naprędce na szkolnych przerwach, mówiąc może nazbyt kolokwialnie i niezbyt górnolotnie, rąbnęła mnie w twarz. Minęło dziesięć lat, Masłowska wróciła z trzecią swą powieścią. Ja zmierzam, ona przekracza w tym roku trzydziestkę, nasze wizje świata uległy znacznym przekrzywieniom, zmianom z "jest jeszcze czas" na "już za późno", co widać ewidentnie w jej książce i moim jej postrzeganiu. 

Przekroczenie tej znaczącej granicy, kiedy nie jest się, a przynajmniej nie powinno się już być, młodocianym lekkoduchem, a drzwi dorosłości rozpościerają się przed nami otworem i wciągają nas siłą do środka, bywa trudne. Wciąż jesteśmy dziećmi, wciąż posiadamy nieadekwatne do wieku cechy, a każe się nam myśleć inaczej, zachowywać inaczej, inaczej żyć i, co tu dużo mówić, ciężko się w tym wszystkim odnaleźć. Świat również obrócił się jakby o 180 stopni. Facebook to nasz drugi dom, rzeczywisty kontakt z drugim człowiekiem zastąpiły komunikatory, SMS-y, maile, sztuką można nazwać nawet parę sznurówek rzuconych na Bogu ducha winną podłogę. Znajdujemy się w tłumie, a jesteśmy samotni, ubrani w najnowszy krzyk mody, modny jedynie pozornie, bo przecież hipster stroni od obowiązujących trendów, mkniemy przez drabiny kariery,  w najnowszych odblaskowych adidasach (przetartych zużytych trampkach) biegniemy w wyścigach szczurów po trofea. Choć pieniądz nie jest już modny. Na topie jest awangarda i wszelkie odchylenia od normy

Podobnie zdają się myśleć bohaterki powieści "Kochanie, zabiłam nasze koty": opętana fobią czystości Farah, jej była/niebyła przyjaciółka Joanne i nowa bratnia dusza - Gosza z Polski znajdującej się w byłej Jugosławii. Każda z nich jest odzwierciedleniem i archetypem pewnych zachowań, które zauważyć możemy, odwracając czasem głowę ku temu, co znajduje się obok. Fa nie potrafi odnaleźć się w świecie damsko-męskich, damsko-damskich, w zasadzie żadnych relacji. Zaszczuta przez nietolerancyjne społeczeństwo toczy swój los niczym ciężki kamień, uciekając do głupawych artykułów czasopisma "Yogalife" i snów, które spędza z odurzonymi alkoholem podstarzałymi syrenami. Postawa Jo jest zgoła odmienna. Dziewczyna nie przejmuje się wciąż wzrastającą wagą, kiedy na czasie jest przecież wychuchana anoreksja. Jej życie nie musi być idealne i wcale do tego nie dąży, wystarczy jej znaleziony na szybko i mimochodem mężczyzna i upojne z nim noce, praca fryzjerki oraz wakacyjny wyjazd do mniej lub bardziej ciepłych krajów. Jest i Go, udająca swe życie, niepotrafiąca pogodzić się z prawdziwym jego obliczem, grająca sama ze sobą w kotka i myszkę.

Masłowska w wersji ugrzecznionej? Być może, choć nie do końca się z tym zgadzam. Nie zarzuca nas tu wprawdzie przekleństwami, nie wpycha nam ich do uszu co kilka przeczytanych słów. Wprowadza nas jednak w kolorowy od tabloidów, lecz smętny od wtórności przekazów świat pokolenia dwudziestokilku i trzydziestolatków. Niby trochę zabawnie, trochę groteskowo, owijając wszystko w zgrabnie zapętlone mistrzostwo łączenia wyrazów w nieszablonowe zdania, odkrywa przed nami zupełnie niezabawną, choć rzeczywiście dosyć groteskową prawdę. Ot satyra na XXI wiek i ogrom wynalazków ułatwiających i utrudniających nam życie zarazem. Przeraża, wyłuskuje to, co powinno wyjść na wierzch i uświadamia, że coś jest ewidentnie nie tak, jak być powinno.

Ta krótka książka, bo przecież niedługa to powieść o sporych literach i licząca około 150 stron, to prawdziwa kumulacja gniewu autorki. Podobno tworzyła ją w bólach. Wcale mnie to nie dziwi. I choć zdecydowanie w bólach się jej nie czyta, uświadamia kwestie, które wprawiają w złość, ale taką konstruktywną, która inspiruje do zmian - tych na lepsze.

5,5/6

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!

19 komentarzy:

  1. Świetna recenzja. Ktoś już mi zwrócił uwagę na to, że warto przeczytać, po Twojej recenzji sięgnę z pewnością:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory nie miałam styczności z tą autorką, ale słyszałam na jej temat wiele pochlebnych rzeczy i ty teraz również wyrażasz się o niej pochlebnie, więc chyba skuszę się na powyższą książkę Masłowskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie mogę się podpisać pod tym, co napisała cyrysia. Słyszałam dużo dobrego, ale nie miałam okazji skosztować jej prozy. Pora to zmienić.

      Usuń
    2. I ja się podpisuję pod komentarzami dziewczyn. Nie znam autorki, ale jej sława ją wyprzedza. Muszę kiedyś zapoznać się z jej twórczością :D

      Usuń
  3. Jakoś do książek Masłowskiej mnie nigdy nie ciągnęło. Jak był szał wywołany jej pierwszą powieścią to mnie jakoś ominął, może za młoda byłam jeszcze na takie lektury. A teraz jakoś nie mogę się przełamać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tej pani podziękuję - nie lubię jej stylu po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masłowska nie jest łatwa, ale z pewnością warta uwagi. Nie wiem czy potrafiłabym coś mądrego napisać o "Wojnie polsko-ruskiej", Tobie udało się to w przypadku tej książki, więc gratuluję. A sama na pewno też się za tę książkę wezmę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Mam ją na czytniku, ale straciłam zapał do niej. A recenzje, te mało pozytywne, tylko utwierdzają w przekonaniu, że szkoda czasu. Ale jednak w Twoim tekście jest coś, co sprawiło, że nabrałam ochoty do sprawdzenia, jak ten nasz świat przedstawiła autorka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze miałam duży dystans do tej autorki, ale kto wiem, może teraz się przełamię?
    Zaprosiłam Cię do zabawy z "Liebster Blog" u mnie an blogu: http://sunshine-paradise.blogspot.com/ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. nie poznałam twórczości tej autorki i obecnie chyba to się nie zmieni - rak czasu i jakoś jeszcze nie jestem jej pewna - może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Do "wojny polsko ruskiej" podchodziłam dwukrotnie i za drugim razem przekonałam się do autorki. Jeśli chodzi o tę książkę, z chęcią się z nią zapoznam, zwłaszcza, że od Masłowskiej niewiele jestem młodsza i życie prawie trzydziestolatki mam na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
  10. Już dawno miałam sięgnąć po tę książkę, ale kompletnie zapomniałam o jej istnieniu:) Dobrze,że odwiedziłam Twojego bloga, to zaraz sobie ją dopiszę do mojej listy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam nic tej autorki i nie miałam jej w planach, ale zmieniłaś to - chętnie rozglądnę się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś nie jestem przekonana do tej autorki. Mam do niej obecnie negatywny stosunek, wiec nawet pozytywne recenzje nie są w stanie tego na razie zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety proza Masłowskiej do mnie nie trafia. Raczej nie zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam jej pierwszą książkę, i niestety nie bardzo do mnie trafiła. Myślę, że dlatego, że czytałam ją mając naście lat. Teraz pewnie odebrałam bym ją inaczej. Natomiast film "Wojna polsko-ruska" bardzo mi się podobał.

    Jeśli chodzi o Glossybox'a to ja właśnie bardzo lubię, że co miesiąc jest niespodzianka, bo tak naprawdę nie mamy pojęcia co jest w środku. Masz rację w PL pudełeczko kosztuje ok. 50zł, niestety nie jest to mało więc nie dziwię się, że niektórzy rezygnują ze subskrypcji. Przy realiach w UK to cena nie jest wygórowana i bardzo często cena pudełeczka się zwraca w produktach ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Pożyczyłam sobie tę książkę od koleżanki, ale jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać. Choć na pewno zrobię to w te wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Słyszałam o tej książce wiele, wiele dobrego i, owszem, wiele złego. Barrrrdzo jestem ciekawa. Jeszcze nic z Masłowskiej nie czytałam, chcę się przekonać sama czy warta tego szumu, czy tylko wszystkim się tak wydaje :P :D ;) Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja coś ciągle nie mogę się przekonać do Masłowskiej... Mimo wszystko z ciekawością przeczytałam Twoją opinię i może spróbuję?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...