piątek, 31 sierpnia 2012

Co z tym blogiem? Podsumowanie drugiego miesiąca bezrobotnej.pl

Oto minął drugi już miesiąc moich blogowych poczynań. Mogę teraz śmiało stwierdzić, że to moje nowe uzależnienie, na szczęście chyba dosyć zdrowe :). Ogromną przyjemność sprawia mi to, że do mnie zaglądacie i komentujecie moje wypociny, za co Wam bardzo serdecznie dziękuję.

A jak przedstawiają się sierpniowe statystyki?

Przeczytałam 5 książek, na które złożyło się 1561 stron, co daje około 50 stron dziennie. Wynik nieco gorszy niż w zeszłym miesiącu i sporo gorszy w porównaniu z Waszymi dokonaniami, ale nie jestem tu przecież po to, żeby się ścigać, lecz po to, aby czerpać z blogowej zabawy hektolitry przyjemności :)

Obejrzałam 3 filmy, z czego dwa w kinie.

Książką sierpnia mianuję ostatnią recenzowaną pozycję, jaką jest powieść Marleny de Blasi Tamtego lata na Sycylii (recenzja).

Wśród filmów, choć poprzeczka w tym miesiącu zawieszona była wysoko, zwycięzcą zostaje tym razem animacja Madagaskar 3 (recenzja).

W sierpniu blog miał 2715 wejść, czyli o 1436 więcej niż w zeszłym miesiącu. Statystyka ogólna to 4302 wejścia. Przybyło 40 nowych obserwatorów.

Najpopularniejszym postem miesiąca jest Stos nr 2 i jego wierna strażniczka (klik). Najchętniej czytana recenzja książki to ta mówiąca o Super smutnej i prawdziwej historii miłosnej (recenzja), z kolei najczęściej odwiedzaną recenzją filmu okazały się moje wrażenia na temat Madagaskaru 3. Sporą popularnością cieszyły się również Cykle fotograficzne (klik i klik), co bardzo mnie cieszy.

Doszły mnie słuchy, że na 31 sierpnia przypada Dzień Bloga i Blogera, korzystając więc z okazji, życzę Wam wielu owocnych miesięcy z książkami, filmami, modą i czymkolwiek, co Was interesuje, ogromu wiernych czytelników, wytrwałości i niekończącej się satysfakcji! :)

czwartek, 30 sierpnia 2012

Ta historia mogła się wydarzyć tylko na Sycylii*







Tytuł: Tamtego lata na Sycylii
Autor: Marlena de Blasi
Wyd.: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 348







Kupiłam tę książkę zupełnie przypadkiem. Skusiła mnie Sycylia - po prostu. Od kiedy jako mała dziewczynka byłam tam pierwszy raz, zawsze ją ciepło wspominałam i traktowałam jako miejsce, które rozwinęło we mnie potrzebę podróżowania i poznawania nowych zakątków świata. Aż do dziś mam do niej niezmienny sentyment, dlatego widząc tę powieść na księgarnianej wyprzedaży, chwilę później już ją kupowałam. Dopiero po fakcie zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie jakieś tanie romansidło. O autorce bowiem nigdy nie słyszałam, a opis z tyłu mówił, że będzie o miłości. Cóż więc z tego wynikło?

Autorka już na wstępie zaznacza, że książka w jakimś stopniu oparta jest na faktach. Pani de Blasi wybrała interesujące wątki z życia Sycylijczyków, których spotykała na swojej drodze, nadała im nowych barw, dodała krztyny swojej wyobraźni i uplotła w przesiąkniętą włoskim klimatem opowieść. Czy wyszło z tego romansidło? Zdecydowanie nie. 

Narratorką powieści zdaje się być sama Marlena de Blasi, która wraz z mężem wenecjaninem przemierza sycylijskie ziemie w poszukiwaniu inspiracji do napisania artykułu o mieszkańcach wyspy. Wszędzie spotykają ją jedynie niechęć i odmowa. Wszystko zmienia się, kiedy przybywa do niewielkiej górskiej mieściny, a konkretnie do przybytku zwanego Villa Donnafugata. Miejsce to pełne jest kobiet odzianych w czerń, nietrudno się więc domyślić, że są one wdowami. Widać jednak, że panuje tam harmonia i spokój, każdy ma swoje obowiązki, które uczynnie wypełnia, a wszystkie panie czerpią radość ze wspólnych prac, rozmów i śpiewów. Opowieści o na wskroś sycylijskich kobietach plotących sobie nawzajem ciasne warkocze, o potrawach przesiąkniętych zapachami włoskich ziół i świeżych warzyw i o atrakcyjnych wnętrzach willi, do której przybywa autorka, to jedynie bardzo klimatyczny wstęp do głównej historii.

Właścicielką Villa Donnafugata jest Tosca - starsza elegancka kobieta, od której biją piękno i urok młodej dziewczyny. Na początku z lekką niechęcią przyjmuje ona niezapowiedzianych gości. Mija jednak jakiś czas, a kobieta zaczyna zmieniać nastawienie, aż w końcu postanawia zrzucić z barków ciężar historii swojego życia i opowiada ją nowo poznanej Amerykance. Mówi o swoim dzieciństwie, o tym jak zmieniła biedny dom i pusty brzuch na wygody pięknego pałacu i pyszne lukrowane ciastka i... a zresztą przeczytajcie o tym sami. Miejcie jednak na uwadze fakt, że żaden Sycylijczyk nie powie Wam nigdy całej prawdy.

Polecam tę książkę nie tylko wielbicielom Sycylii i Włoch. Polecam ją każdemu, kto ma ochotę na ciepłą, błyskotliwą, a momentami trzymającą w napięciu opowieść osnutą wieloma tajemnicami, z których nie zawsze każdą podadzą nam na tacy.

5/6

* s.17

środa, 29 sierpnia 2012

Głośne zmiany zaczynają się od szeptów




Tytuł: Służące
Reż.: Tate Taylor
Produkcja: Indie, USA, Zjednoczone Emiraty Arabskie
Premiera: 2011
Gatunek: dramat
Czas trwania: 2 godz. 26 min.






Dziś nie ma podziału na rasy, wszyscy są równi względem prawa i siebie nawzajem. Trudno nam sobie wyobrazić traktowanie drugiego człowieka z wyraźnym brakiem szacunku tylko dlatego, że ma inny kolor skóry. Wiele się jednak musiało wydarzyć, aby ludzkość zmieniła front, a Afroamerykanie z niewolników stali się pełnoprawnymi obywatelami zamieszkiwanych przez siebie krajów. Brak szacunku dla inności to w dzisiejszym świecie brak wychowania i kultury. I to właśnie o tym mówi ten film.


Do rodzinnego miasteczka wraca młoda aspirująca dziennikarka Skeeter. Zagłębia się powoli w życie społeczności, z którą tak długo nie miała kontaktu. Spotyka się z przyjaciółkami, które powychodziły za mąż i urodziły piękne zdrowe dzieci. Nie może się jednak oprzeć wrażeniu, że coś jest w tym świecie mocno zaburzone, a segregacja rasowa panująca w Ameryce lat 60-tych wymknęła się spod kontroli i posunęła zdecydowanie za daleko.

Każdy szanujący się dom klasy średniej ma czarnoskórą gosposię. Jest ona nie tylko wspaniałą kucharką pichcącą wykwintne dania na proszone kolacje, czy też perfekcyjną sprzątaczką czyszczącą rodowe srebra, ale również opiekuńczą i kochającą nianią dla dzieci gospodarzy. Czy jednak traktowana jest z należytym szacunkiem w stosunku co do roli, którą spełnia w każdym gospodarstwie domowym? Odpowiedź jest bardzo jednoznaczna - nie. Ciężko pracującym kobietom, niejednokrotnie nie mającym czasu dla własnych rodzin, wydaje się, że tak już po prostu musi być i pogodzone z losem brną przez meandry kolejnych upokorzeń. Pojawia się jednak Skeeter ze swym małym notesikiem i ogromną chęcią poprawy bytu nieszczęśliwych wykorzystywanych kobiet. Pojedynczo, jedną po drugiej, namawia je na zwierzenia, a te z początku lekko niechętne, zaczynają mówić. I tak na jaw wychodzą kompromitujące obrazki z życia nieskalanych rodzin. Czy im się to podoba czy nie, fakty ukrywane głęboko po szafach i kuchennych kredensach są gotowe, aby ujrzeć światło dzienne.


Film jest piękny - nic dodać nic ująć. Historia nakręcona na podstawie powieści Kathryn Stockett ujmuje prostotą starych filmów, kręconych ku uciesze kinomanów ceniących doskonałą grę aktorską i ciekawy scenariusz. Opowieść ta wydarzyć się mogła naprawdę, jest niezwykle realistyczna i zahacza o problemy, które rzeczywiście trapiły Amerykę ubiegłego stulecia. Barwne, doskonale nakreślone postaci idealnie wpisują się w krajobraz przedmieści i zaściankowego myślenia charakterystycznego dla tamtego okresu. A mi nie pozostaje nic więcej, jak zachęcić Was do obejrzenia tego filmu. Z chęcią przeczytam również opinie na temat książki, być może niektórzy z Was mają ją już za sobą.

5,5/6

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Nie opuszczaj mnie... och, kochanie... nigdy mnie nie opuszczaj...*






Tytuł: Nie opuszczaj mnie
Autor: Kazuo Ishiguro
Wyd.: Albatros
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 320








Elitarna szkoła z internatem w malowniczym i eleganckim zakątku Anglii; nauczyciele kładący nacisk na wykorzystanie zdolności artystycznych swoich wychowanków; zupełnie zwyczajni nastolatkowie z problemami odpowiednimi do ich wieku. Zdawać by się mogło, że nie ma w tym wszystkim niczego dziwnego, niczego odznaczającego się i wybiegającego poza ramy ogólnie przyjętych norm. Wszystko biegnie utartym torem i myślimy, że nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. Powoli jednak zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo pozory potrafią mylić. Przekraczając bramy tego zakątku pełnego roześmianych dzieciaków, przeżywających swe pierwsze zauroczenia i antypatie, zmagających się z trudnościami w nauce i życiu towarzyskim, natrafiamy na zadrę. Coś jest nie tak, coś tu zgrzyta i stopniowo uwalniając pilnie strzeżoną tajemnicę, wychodzi ociężale na jaw. W rozmowach przewija się słowo "donacja", lecz nikt tak naprawdę nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, co ono dokładnie oznacza i jaki wpływ będzie miało na dalsze życie młodych ludzi.

Głównymi bohaterami powieści są Ruth, Tommy i Kathy będąca jednocześnie narratorką książki. Historia opowiedziana z jej punktu widzenia skupia się na losach trójki przyjaciół, począwszy od pobytu w idyllicznym Hailsham, poprzez kolejne etapy ich życia. Kathy (ręką Ishiguro) pisze jak typowa nastolatka. Nastoletni wydaje się również być jej tok myślenia, więc nie do końca potrafiłam się z nią utożsamić. Przez opowieść prowadziła mnie wolno, obszernie opisując rzeczy, które zdawały się niepotrzebne i zupełnie nieatrakcyjne z punktu widzenia czytelnika. Bardzo rozwlekała niektóre wątki sprawiając, że czasami powiało nudą. Sama historia, choć może w założeniu miała potencjał i wydawała się oryginalna, wyszła po prostu dziwnie i niezbyt ciekawie. 

Są podobno dwie szkoły: albo się tę książkę uwielbia, albo miesza z błotem. Moje odczucia plasują się chyba gdzieś w połowie. Nie jest to zupełny gniot, powieść tę czyta się płynnie i z lekkim zaciekawieniem czekamy na rozwiązanie niektórych wątków. To, co otrzymujemy jednak rozczarowuje. Ja miałam ochotę zapytać "Jak to? Tylko tyle? To już koniec?". Autor buduje atmosferę tajemnicy i gdy czekamy na to, aby coś się w końcu wydarzyło i zaskoczyło intrygującym rozwiązaniem, łapiemy się na tym, że właśnie przeczytaliśmy ostatnie zdanie powieści...

Ja jej nikomu nie odradzam. Skoro została w 2005 roku nominowana do nagrody Bookera, to z pewnością znajdzie się grono jej zwolenników, być może także wśród Was. Myślę, że książkę lepiej przyjmą nastolatki, ale nie sądzę z drugiej strony, żeby to była reguła, więc jeżeli macie ochotę, to po prostu wypróbujcie ją sami.

P.S. Słyszałam, że adaptacja tej powieści jest od niej samej dużo ciekawsza i warto się z nią zapoznać. Myślę, że wkrótce uda mi się ją obejrzeć, a wtedy na pewno spiszę swoje wrażenia. Może ta sama historia nakreślona reżyserskim okiem ukaże to, czego zabrakło w wersji papierowej.

3.5/6

* s.85

czwartek, 23 sierpnia 2012

TOP 10: NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIA LITERACKIE

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu.

Ponieważ na razie tematy zostały zawieszone, a ja mam jeszcze sporo do nadrobienia, zabiorę się za te, które mnie ominęły. Więcej szczegółów na temat rankingów TOP 10 znajdziecie na blogu Kreatywa.

Dziś opiszę Wam moje... Największe rozczarowania literackie.





"HADŻI MURAT" - LEW TOŁSTOJ

Wielki rosyjski pisarz, książka wydana w latach 30-tych XX wieku, znaleziona wśród skarbów na ogródku dziadka. Wszystko wskazywało na powodzenie, a ja wynudziłam się jak mops.


***

"DOM MARZEŃ" - ERICH MARIA REMARQUE

Gdybym zaczęła od tej książki, pewnie już na zawsze zniechęciłabym się do powieści Remarque'a. Na szczęście poznałam go poprzez "Na zachodzie bez zmian", więc "Dom marzeń" uznaję za debiutancką pomyłkę.

 
***

"RZECZ O MYCH SMUTNYCH DZIWKACH" - GABRIEL GARCIA MARQUEZ

To niezaprzeczalnie jeden z moich ulubionych pisarzy. Kiedy więc sięgałam po "Rzecz o mych smutnych dziwkach" spodziewałam się kolejnej świetnej powieści. Otrzymałam przyzwoite opowiadanie.


***

 "KOSTNICA" - GRAHAM MASTERTON

Był to pierwszy horror, który przeczytałam. I rzeczywiście przez większość lektury z przerażeniem patrzyłam na otaczające mnie ściany. Jednak przekombinowana końcówka okazała się bardziej śmieszna niż budząca grozę.


 ***

"KOT I MYSZ" - GUNTER GRASS

Druga po "Blaszanym bębenku" część Trylogii Gdańskiej Guntera Grassa. O ile pierwsza  mnie zachwyciła, kolejna była już zupełnie nieciekawa.


***

"DUMA I UPRZEDZENIE" - JANE AUSTIN

Pewnie właśnie skazuję się na publiczny lincz, ale nie pałam do tej książki takim uwielbieniem, jak wszyscy.


***

 "KORALINA" - NEIL GAIMAN

Po obejrzeniu bardzo fajnej animacji na podstawie książki i wielu pochlebnych opiniach na temat twórczości Gaimana, spodziewałam się po tej opowieści dużo więcej. To jeden z tych niewielu przypadków, kiedy adaptacja jest lepsza od  literackiego pierwowzoru.


***

"KOŚCI KSIĘŻYCA" - JONATHAN CAROLL

Swego czasu bardzo namawiano mnie do książek tego autora, ale okazały się zupełnie nie w moim guście.


***

"MALARZ ŚWIATA UŁUDY" - KAZUO ISHIGURO

Moje pierwsze spotkanie z Kazuo Ishiguro uznaję za kompletnie nieudane. Teraz jestem w trakcie czytania kolejnej jego pozycji. Zobaczymy czy ta druga szansa coś zmieni.


***

"WIELKI GATSBY" - F. SCOTT FITZGERALD

Szykuję się na kolejny lincz. Ja wiem, że to klasyka, którą trzeba znać i kochać. I to jest dobra powieść, ale szukanie w niej drugiego dna i wszelkie na jej temat interpretacje, których byłam świadkiem w czasie studiów, nie pomogły mi się nią zachwycić.




środa, 22 sierpnia 2012

To nie będzie wesoła książka*






Tytuł: Dziwny przypadek psa nocną porą
Autor: Mark Haddon
Wyd.: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 224 








Zespół Aspergera to zaburzenie rozwoju, mieszczące się w granicach autyzmu. Osoba nim dotknięta charakteryzuje się upośledzeniem umiejętności społecznych, niełatwo pogodzić jej się z jakimikolwiek zmianami, nie rozumie sarkazmu, ironii, przenośni, nierzadko również przysłów i żartów. Trudno jej ogarnąć mowę potoczną, używa więc zwrotów formalnych z zastosowaniem wysublimowanego języka, nie zawsze odpowiedniego do okazji. Człowiek cierpiący na to zaburzenie bryluje często w przedmiotach ścisłych, takich jak matematyka, fizyka czy informatyka. Zdolności logicznego myślenia, skupienia się i skoncentrowania na danym temacie znacznie tę sprawę ułatwiają.

Nigdy nie miałam styczności z osobą cierpiącą na zespół Aspergera, nie jest to problem, z którym zaznajomiłam się osobiście, ale coraz częściej spotykam się z wykorzystaniem wątku tej choroby w filmach, serialach i książkach. Asperger stał się niejako "modny". Ludzie są go ciekawi i chętnie sięgają po literaturę, która rozjaśnia choć trochę jego charakterystykę.

Mark Haddon także poszedł tym tropem. Stworzył dzieło, którego zrealizowanie przypisał 15-letniemu fikcyjnemu chłopcu z zespołem Aspergera. Książka napisana jest w pierwszej osobie i czytamy ją wierząc głęboko w to, że jej autorem jest młody autystyczny Christopher. Przyczynkiem do uwiecznienia swoich losów staje się dla niego niespodziewane morderstwo na psie sąsiadki. Chłopak postanawia podjąć śledztwo aby odnaleźć sprawcę, a wszelkie swe poczynania spisuje w formie powieści. Okazuje się on pisarzem niezwykle szczerym i prostolinijnym, z niewielkim bzikiem na punkcie matematyki, a co za tym idzie z ukłonem w stronę schematów i planów. W jego książce nie zabraknie wzorów, równań i rysunków, a wiele kwestii jest wypunktowanych. Christopher nie umie kłamać, nie ukrywa więc również swoich słabości i szczegółów nie do końca standardowej codzienności, na którą tak ogromny wpływ ma jego choroba. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest inny, wie co jest w stanie zrobić, a co go przeraża. Niczego nie zataja, jest z nami szczery, a każde zachowanie, które wydaje nam się dziwaczne opisuje jako zupełnie normalne, bo dla niego właśnie takim jest.

Chłopiec lubuje się w kryminalnych opowieściach o Sherlocku Holmsie i taką też powieść pragnie stworzyć. Jednak ze swoją skłonnością do licznych dygresji i w związku z tym, jak potoczy się jego historia, wychodzi nam z tego raczej dziennik, w którym Christopher skrupulatnie zapisuje wydarzenia dnia powszedniego i przemyślenia na temat tego, co akurat przyjdzie mu do głowy.

Książka jest z gatunku tych jednodniowych i gdyby nie fakt, że co chwilę coś innego zaprzątało moją głowę, pewnie przeczytałabym ją dużo szybciej. Rzeczywiście nie jest ona wesoła, nie jest jednak także na wskroś smutna. Rzeczy z pozoru zabawne przyjmują inny wymiar, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nie pisane są w formie żartu, więc pomimo kolorowej okładki, zdanie, którego użyłam w tytule posta sporo o tej pozycji mówi. Czytając ją, poczułam, że poznaję takie zakątki zespołu Aspergera, do których nie zaprowadzą mnie specjalistyczne pozycje medyczne. Dziwnie to zabrzmi, ale mogę chyba napisać, że poznałam tę chorobę od kuchni, onieśmielona czasem tym, w jakie rejony swego życia prowadzi mnie młody początkujący pisarz.

Jeżeli więc temat ten wydaje Wam się interesujący, albo po prostu macie ochotę na książkę nieco inną niż wszystkie, warto sięgnąć po tę powieść. Nie powaliła mnie ona na kolana, ale nie mogę zaprzeczyć, że jest ciekawa i obalająca schematy.

Przeczytałam ją w ramach Setki BBC.

4,5/6

* s. 17 

niedziela, 19 sierpnia 2012

Cykl fotograficzny # 2 - wsi spokojna, wsi wesoła

Ponieważ ostatni weekend spędziłam u rodziny na wsi, postanowiłam, że i dzisiejszy cykl fotograficzny będzie sielsko wiejski, a zdjęcia robione były z podwórka przed tamtejszym domem. Jak widać mojej białej kulce bardzo się tam podoba i nie musi być tam koniecznie aż tak biała... :)



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Stos nr 2 i jego wierna strażniczka


Oto drugi stos na moim blogu i pierwsze spotkanie z białą kulką, która dzieli ze mną mieszkanie, a często również i poduszkę, a w podziękowaniu za dobre traktowanie chroni moje książki przed intruzami :)

Promocja na www.weltbild.pl:
"DZIWNY PRZYPADEK PSA NOCNĄ PORĄ" Mark Haddon - jestem w trakcie jej czytania i zapowiada się naprawdę świetnie.
"SEKRETNY JĘZYK KWIATÓW" Vanessa Diffenbaugh - nie czytałam o tej książce w samych superlatywach, ale podobno jest ok.
"JEDENAŚCIE" Mark Watson  - kilka pozytywnych recenzji tej pozycji sprawiło, że postanowiłam zapoznać się z nią sama.
"DZIDZIA" Sylwia Chutnik - w ramach zapoznawania się z nowymi polskimi autorami.
"5 1/2" Janusz Głowacki - pięknie wydane grube tomisko pełne uznanych dramatów.

Pożyczone:
"METRO 2033" Dmitry Glukhovsky
"METRO 2034" Dmitry Glukhovsky

Takie tam z allegro:
"MOMENT NIEDŹWIEDZIA" Olga Tokarczuk - uwielbiam tę panią, ciężko mi więc było nie zakupić jej nowej książki.


 
Stróżowanie przy książkach jednak do najbardziej fascynujących nie należy... 


Co myślicie o tym stosie? Które pozycje czytaliście? Które macie w planach?



niedziela, 12 sierpnia 2012

Cierpienia młodego Wertera - reaktywacja






Tytuł: Super smutna i prawdziwa historia miłosna
Autor: Gary Shteyngart
Wyd.: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 462 








"Cierpienia młodego Wertera" powinnam raczej zastąpić słowami "Cierpienia starego Abramova", bowiem to właśnie ten dobiegający czterdziestki wywodzący się z Rosji mężczyzna jest bohaterem powieści o tytułowej miłości. Nawiązanie do Goethego, którego tu użyłam nie jest całkowicie bez znaczenia. Rozpoczynając czytanie tej książki, nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że poznaję losy Wertera w wersji znacznie uaktualnionej. Lenny Abramov nawet irytował mnie tak samo, jak te kilkanaście lat temu nasz XVIII-wieczny super smutny bohater romantyczny. Obaj cierpieli z powodu miłości i lubowali się w przelewaniu swych żali na papier. Werter pisywał listy, Abramov spisywał swe przemyślenia w formie dziennika. Dzieli ich ponad trzy-wieczna przepaść, lecz miłość, którą darzą swą niedostępną i niedoścignioną Lottę jest ta sama.

Świat, w którym Abramov poznaje ucieleśnienie swych marzeń na temat kobiety, Eunice - azjatycką filigranową piękność, jest na wskroś, wręcz do bólu współczesny. Jest to era postliteracka, książki są zdecydowanie passe. Ludzie nie czytają, jedynie skanują teksty w poszukiwaniu ciekawiących ich zdań. Nikt już nie pamięta Kundery czy Czechowa. Każdy ogarnięty jest kultem młodości i fajności, oceniając swe wzajemne cechy fizyczne bądź osobowościowe na äpärätach i stosując specjalistyczne diety i zabiegi kosmetyczne, żeby na zawsze zatrzymać płynące lata. Na ulicach z każdego rogu wyzierają słupy Credit, które ukazują, jak szacują się dochody przechodzącej obok osoby. Wszelkie te dane są ogólnie dostępne, przez co ludzie zamknięci są w liczbach, które określają ich atrakcyjność i status majątkowy. Taka też jest sama Eunice, przystosowana do świata, w którym przyszło jej żyć i czerpiąca z niego pełnymi garściami. Zdrowa przekąska, modne drogie ciuchy, najnowocześniejsze kosmetyki - wydawać by się mogło, że nic więcej jej do szczęścia nie potrzeba.

Z drugiej strony mamy Abramova, który mając niespełna czterdzieści lat, łysiejącą głowę i zapuszczony brzuch, kultu młodości nie wyznaje. Pracuje wprawdzie w korporacji, która zajmuje się zapewnianiem wiecznego życia jednostkom, które na to stać, lecz z chęcią sięga po dobrą literaturę, co sprawia, iż w rankingu popularności zajmuje zawsze jedno z ostatnich miejsc. I tak jego podstarzała, niemodna i nikomu niepotrzebna miłość zmierzyć musi się z nowoczesnym i nieprzychylnym wszelkim odchyleniom od normy światem, w którym żyje jego hipsterska ukochana. A wszystko to opatrzone jest politycznym tłem upadających Stanów Zjednoczonych, bo to właśnie polityka zdaje się być w tej książce na drugim miejscu.

Książka podzielona jest na dwie przeplatające się ze sobą części. Jedną z nich są zapiski z dzienników Abramova, drugą wiadomości elektroniczne nadawane przez Eunice do jej przyjaciółki, matki, lub siostry. Nie był to zły pomysł, szczególnie, że każdą z tych części wyróżnia język danej osoby. Lenny używa ładnych i poprawnych form stylistycznych, bywa patetyczny i ckliwy. Eunice i jej przyjaciółka używają nowoczesnego języka pełnego akronimów i neologizmów, bywają również wulgarne. Z kolei matka dziewczyny, koreańska imigrantka pisze nieskładnie i charakterystycznie dla osoby, która nie jest jeszcze z językiem obyta. 

A teraz kawa na ławę - książka mnie momentami ogromnie męczyła. Miłosne wywody Abramova pomieszane z polityczną paplaniną były nierzadko niestrawne. Nie jest to być może literacka masakra, ale nie będę Was jakoś szczególnie gorąco do tej powieści zachęcać. Jeżeli już ją zakupiliście i czeka na półce, to pewnie i tak prędzej czy później po nią sięgniecie, a czas z nią spędzony może nie okazać się do końca straconym. Jeżeli nie, zainwestujcie w coś innego.

3,5/6

czwartek, 9 sierpnia 2012

Ramparararara afro w cyrku!





Tytuł: Madagaskar 3 (Madagascar 3: Europe's Most Wanted)
Reż.: Eric Darnell, Tom McGrath, Conrad Vernon
Produkcja: USA
Premiera: sierpień 2012
Gatunek: animacja, familijny, komedia
Czas trwania: 1 godz. 29 min.






Uciekli z zoo na Madagaskar. Chcąc wrócić do domu wylądowali w samym środku afrykańskiej dziczy. Teraz próbują się z niej wydostać. W ten właśnie sposób czwórka znanych nam dobrze zwierzęcych przyjaciół prowadzi nas do kolejnej, trzeciej już części swej opowieści. Lew Alex budzi się pewnego ranka ogarnięty okropnym koszmarem. Boi się, że on i jego przyjaciele już nigdy nie wydostaną się z gorących piasków Afryki i nie ujrzą zgiełku Nowego Jorku i gwaru w ich ukochanym domu - tamtejszym zoo. Wszyscy zgodnie stwierdzają, iż trzeba podjąć pewne kroki, aby ten cel jednak osiągnąć i dotrzeć bezpiecznie do znanych zakątków ogrodu zoologicznego. Wyruszają więc do Monte Carlo w poszukiwaniu sprytnej szajki pingwinów, będących w posiadaniu samolotu, który mógłby ich dostarczyć do Nowego Jorku całych i zdrowych. Lecz zanim uda im się szczęśliwie wyruszyć, pojawia się pewien problem. Na drodze staje im kwintesencja przebiegłości i okrutności - na wskroś francuska Chanel Dubois, najlepszy hycel w okolicy. Przypomina ona raczej jakiś szalony twór do zabijania zwierząt niż kobietę i pała chęcią upolowania najważniejszej zwierzyny w swym bogatym zbiorze - króla dżungli.


Lew Alex wraz z hipopotamicą Glorią, żyrafą Melmanem i zebrą Martym próbują więc uciec szalonej pogromczyni zwierząt i nagle nadarza się ku temu niepowtarzalna okazja. Przyłączają się do cyrkowej trupy...

Początkowo byłam do tej animacji nastawiona dość sceptycznie i miałam wiele wątpliwości, czy wybrać się do kina, zapłacić te 20zł i przekonać się, co też tym razem z tego wyjdzie. O ile pierwsza część "Madagaskaru" była bardzo dobra, druga była już jednak nieco słabsza. Podążając tym tokiem rozumowania założyłam więc, że trzecia będzie jedynie produktem marketingowym mającym na celu zarobienie na uznanej marce, którą niewątpliwie ta animacja stanowiła. Bałam się, że będzie wtórna, nie wniesie ze sobą niczego nowego i że będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Pojawiły się jednak recenzje bardzo tej produkcji przychylne i właśnie za ich sprawą wylądowałam na kinowym fotelu. Czy było warto?


Do znanych nam z poprzednich części pyszczków, dochodzą nowe - rosyjski tygrys Vitaly, włoski lew morski Stefano, gepardzica Gia i banda małych acz krzepkich psiaków. Ci nowi bohaterowie wprowadzają nieoczekiwany powiew świeżości do filmu i choć znane z poprzednich części postaci nie idą w odstawkę, fabuła robi się dużo ciekawsza. Humor stoi tu na wysokim poziomie. Bartosz Wierzbięta i jego dubbing jak zwykle nie zawiedli, a sam obraz jest niezwykle barwny i dynamiczny. Cały czas coś się dzieje i patrzy się na to z niekłamaną przyjemnością. Momentami byłam wręcz zachwycona scenami z cyrkowymi popisami zwierząt: wszystko wirowało, kolory zionęły z ekranu swym nieprawdopodobnym natężeniem, a muzyka Hansa Zimmera, jak i współczesne piosenki znane z list przebojów dopełniały tego psychodelicznego dzieła. 

Czy było więc warto? TAK, TAK, TAK! To nieoczekiwanie najlepsza część "Madagaskaru" i byłoby niepowetowaną stratą jej nie zobaczyć. Myślę, że będzie to niesamowita gratka nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych. Mnie ta produkcja kupiła w stu procentach. Pewnie ma ona swoje mankamenty i niedociągnięcia i znajdzie się osoba, która jej je wytknie, ale ja nią nie jestem. Dawno nie widziałam tak dobrej animacji.

5,5/6

środa, 8 sierpnia 2012

TOP 10: ULUBIONE LEKTURY SZKOLNE

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu.

Ponieważ na razie tematy zostały zawieszone, a ja mam jeszcze sporo do nadrobienia, zabiorę się za te, które mnie ominęły. Więcej szczegółów na temat rankingów TOP 10 znajdziecie na blogu Kreatywa.

Dziś, ponieważ wrzesień zbliża się wielkimi krokami, ale ja na szczęście do szkoły iść nie muszę, przedstawię Wam... Ulubione lektury szkolne.





TEN OBCY - IRENA JURGIELEWICZOWA (5/6)

To jedyna lektura z podstawówki, która zapadła mi w pamięć i którą czytało mi się bardzo dobrze. Generalnie wtedy do książek, do których mnie przymuszano czułam niechęć i wolałam sięgać do biblioteczki rodziców. A Ten Obcy, no cóż, był chłopcem, o jakim marzyła wtedy każda dziewczynka :).
INNY ŚWIAT - GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI (6/6)

Płynnie przechodzimy do czasów liceum (wszak wtedy jeszcze podstawówka liczyła sobie 8 lat i nie było takiego tworu jak gimnazjum) i przedstawiam Wam chyba najlepszą lekturę tego czasu i, tym samym, jedną z moich ulubionych książek. To aż dziwne, że do tej pory nie sięgnęłam po inne pozycje tego pisarza. Muszę to koniecznie nadrobić.






MISTRZ I MAŁGORZATA - MICHAIŁ BUŁHAKOW (6/6)

Pozycja, która w pewnej mierze naznaczyła moje dalsze losy czytelnicze. Po przeczytaniu jej poprzeczkę dla innych książek zaczęłam stawiać dużo wyżej.









ZBRODNIA I KARA - FIODOR DOSTOJWSKI (5,5/6)

Nie przeczytałam tej książki, lecz napisałam o niej wypracowanie, za które dostałam ogromną piątkę. Później ją przeczytałam i żałowałam, że nie zrobiłam tego wcześniej.
PACHNIDŁO - PATRICK SUSKIND (5/6)

Nie jest to oficjalna lektura szkolna i nigdy nią nie była, ale nasza licealna polonistka stwierdziła, że musimy ją przeczytać (ja generalnie miałam szczęście do polonistek przez całą moją szkolną karierę). Chyba każdy z nas był tą książką wtedy zachwycony. To było coś innego, coś ciekawego i przerażającego zarazem.







PAMIĘTNIK Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO - MIRON BIAŁOSZEWSKI (5/6)

Okres, kiedy w spisie lektur obowiązkowych pojawiły się pozycje związane z II wojną światową, począwszy od Herlinga-Grudzińskiego poprzez Mirona Białoszewskiego poprowadził mnie przez wiele ciekawych książek. Żadnej z nich nie przepuściłam, a temat wciąż niezmiernie mnie interesuje. 






POŻEGNANIE Z MARIĄ I INNE OPOWIADANIA - TADEUSZ BOROWSKI (5/6)

jw. :)









FERDYDURKE - WITOLD GOMBROWICZ (5,5/6)

Ta książka nauczyła mnie uwielbienia dla dzieł niestandardowych. Była dla mnie zapoczątkowaniem ery dziwacznych lektur. Wciąż do nich sięgam z ogromną przyjemnością.
IMPERIUM - RYSZARD KAPUŚCIŃSKI (5/6)

To również nie była lektura obowiązkowa, tylko autorski pomysł naszej polonistki. Wtedy Kapuściński dopiero stawał się znanym pisarzem i ta książka dla każdego z nas była jego pierwszą. Dodatkowo pamiętam fakt, że na jednej lekcji polskiego poszliśmy do sali informatycznej na czat z Kapuścińskim i zadawaliśmy mu pytania. Taka niestandardowa forma nauki polskiego bardzo przypadła nam do gustu.
RZEŹNIA NUMER PIĘĆ - KURT VONNEGUT (5,5/6)

Ostatnia z lektur i ostatni z moich edukacyjnych filarów - studia. Czytałam ją dwa razy. Najpierw sięgnęłam po nią sama, później znalazła się na liście obowiązkowych pozycji z literatury amerykańskiej, więc chciałam ją sobie odświeżyć.  Jedna z wielu moich ulubionych książek.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...