niedziela, 30 września 2012

Co z tym blogiem? PPP - Podsumowanie Plany Pytania

Podsumowanie w tym miesiącu będzie byle jakie, bo i sam miesiąc w sensie blogowym taki trochę był. Połowę spędziłam na wakacjach, wcześniej było szykowanie się i pakowanie, później rozpakowywanie - wymówek mam tysiące :). Chciałam z tego podsumowania zrezygnować, jednak pojawił mi się w głowie nowy pomysł dotyczący zawartości bloga i myślę, że to dobre miejsce, żeby się nim podzielić i zapytać o Waszą opinię.

Ale po kolei.

We wrześniu na blogu pojawiły się 2 recenzje książek i 1 recenzja filmu. Siłą rzeczy nie wybiorę książki i filmu miesiąca, mogę jednak raz jeszcze zwrócić Waszą uwagę na świetną polską produkcję Jesteś Bogiem  (recenzja) i na jedną z moich ulubionych książek, czyli Mechaniczną Pomarańczę (recenzja).

Przez minione 30 dni, pomimo mojej kilkunastodniowej nieobecności, blog miał 2532 wejścia,  co mnie bardzo cieszy. Ogólna liczba odwiedzin to 6905. Przybyło 15 nowych obserwatorów.

Najpopularniejszym postem miesiąca okazało się TOP 10: NAJLEPSZE EKRANIZACJE KSIĄŻEK (klik). Sporym zainteresowaniem cieszył się także Powakacyjny cykl fotograficzny (klik).

Przejdźmy więc teraz do PLANÓW. Tak jak wspominałam przy ostatnim cyklu fotograficznym, wakacyjne wieczory i te kilka ulewnych dni, którymi poczęstowała nas Chorwacja, umilały nam stosy gier towarzyskich. Od planszówek i gier strategicznych poprzez te karciane aż do stricte imprezowych - wszystkie wypróbowane, pobudzające umysł, zręczność, bądź szybkość reakcji. A teraz PYTANIE: Czy chcielibyście, aby na moim blogu pojawiały się również recenzje tego typu gier? Czy to jest coś, co mogłoby Was zainteresować? Czekam na Wasze opinie. Obiecuję, że będę wybierać jedynie te gry, które uznam za najciekawsze :).

czwartek, 27 września 2012

Mikrokosmos według Charlesa M. Schulza


Świat "Fistaszków" to mikrokosmos, mała komedia ludzka zarówno dla czytelnika niewinnego, jak i wyrobionego.
                                                                                                                                Umberto Eco


Drugi października 1950 roku to dzień bardzo istotny w historii komiksu i amerykańskiej popkultury. To właśnie wtedy narodził się pierwszy pasek opowieści o niepokornych, dojrzałych ponad swój wiek dzieciakach i psie rasy beagle, który wkrótce potem znany był całemu światu. Nie musieliście czytać komiksów Charlesa M. Schulza, żeby kojarzyć Snoopy'ego, poczciwego Charliego Browna, zrzędę Lucy i Linusa z jego kocykiem bezpieczeństwa. Wszyscy ci mali bohaterowie od lat pojawiają się w naszych domach jako ozdoby kubków, piórników, koszulek i skarpetek. Dostępu do rzeczywistych komiksów przez dłuższy okres jednak nie mieliśmy. Kilka pasków pojawiło się w czasopiśmie Szpilki. Następnie również Gazeta Wyborcza śladem tych pełnokrwistych amerykańskich, drukować zaczęła pojedyncze historie "Fistaszków". Niestety kiepskie tłumaczenie nie oddało w pełni ich uroku i tak zakończyć musiały swój żywot na arenie polskiej.

Na szczęście w 2008 roku wydawnictwo Nasza Księgarnia postanowiło wydać 25-tomowy cykl "Fistaszków zebranych" umieszczając w nim każdy pasek komiksu napisany przez Schulza od jego pierwszej kreski aż do ostatniej. Tłumaczenia podjął się tym razem Michał Rusinek, któremu udało się do polskiej wersji przemycić oryginalny wydźwięk dzieła. W wydaniach tych widzimy jak bohaterowie Schulza ewoluowali i jak powstawała ich pierwotna postać. Już od samego początku częstowani jesteśmy słodko-gorzkimi przemyśleniami życiowymi okraszonymi subtelną dawką humoru właściwą "Fistaszkom".

Cztery z tych pięknych wydań leżą już dumnie na moich półkach. Mam w planach zebrać cały cykl i nawet nie boję się zanadto momentu kiedy opublikowany zostanie ostatni tom. Z powodzeniem wrócić będę mogła do pierwszego i tak, jak i wcześniej dam się wzruszyć i rozśmieszyć, a czytanie go będzie dla mnie po raz kolejny ogromną przyjemnością - tego mogę być pewna. 

To nie są wbrew pozorom komiksy dla dzieci. Młodzi czytelnicy nie zrozumieją w pełni fistaszkowego świata, w którym przewijają się pytania o wiarę, politykę, kulturę oraz problemy takie jak depresja czy odrzucenie i brak akceptacji. Myślę ponadto, że nie trzeba być wcale fanem komiksu w ogóle, żeby ten konkretny docenić. Dla mnie jest to momentami zbiór złotych myśli podanych w prostej, zabawnej i łatwej do przyswojenia formie. Prawdziwa odtrutka na dołujące jesienne wieczory.

Piszę o nich właśnie teraz, bo 10 października wychodzi siódmy już tom "Fistaszków zebranych". Jestem więc trzy do tyłu, ale co tam, nadrobię. A i Wam serdecznie ten cykl polecam.



6/6

wtorek, 25 września 2012

Uświadom to sobie






Tytuł: Jesteś Bogiem
Reż.: Leszek Dawid
Produkcja: Polska
Premiera: 21 września 2012
Gatunek: biograficzny, muzyczny, dramat społeczny







Od razu zaznaczę, że nie wiem czy jestem w stanie obiektywnie ocenić ten film. Wydaje mi się jednak, że potrafiłabym wyczuć porażkę nawet gdyby zapędziła mnie w sentymentalne zakątki. 

Pamiętam, że były to czasy liceum, około 10 lat temu. Obóz sportowy, muzyczne fascynacje hip-hopem i właśnie wtedy usłyszałam ich po raz pierwszy. Nie mogę sobie przypomnieć jaki to był kawałek, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo cały album był świetny. Nie zdawałam sobie nawet wtedy sprawy i nie obchodziło mnie, co to za chłopaki, skąd pochodzą i jak doszli tam, gdzie się znajdują. Obchodziła mnie muzyka. Dokładnie tak jak ich.


Wróćmy do roku 1998. Magik, Fokus i Rah to młodzi mieszkańcy Śląska poszukujący swojej drogi i próbujący wypełznąć na powierzchnię szarej rzeczywistości. Ich losy łączą się za sprawą wspólnej pasji - cała trójka pała nieskończoną miłością do hip-hopu. Mając różne doświadczenia w rapowaniu, ale doceniając wzajemnie swe umiejętności, tworzą pakt przy dźwiękach głośnika - Paktofonikę. I tak zaczyna się ich historia pełna radosnych wzlotów i okrutnie bolesnych upadków. Na pierwszy plan wysuwa się postać Magika, który zmagać się musi z nie zawsze łatwą rolą młodego męża i ojca. Piętrzące się problemy rodzinne i kłopoty związane z wydaniem debiutanckiego krążka zalegają w głowie chłopaka i rodzą w nim tragiczne myśli o samobójstwie, a historia zmierza do nieuniknionego finału.

Aby przybliżyć widzowi realia życia młodych hip-hopowców film kręcony był na ulicach Śląska. Niejednokrotnie rozpoznawałam znane mi miejsca z obrębu Katowic. Myślę, że wyszło to całej produkcji na dobre, bo ogólny klimat tego województwa raczej trudno podrobić. Oryginalne hałdy, kominy i szare zakamarki miasta utworzyły idealne tło dla całego obrazu. Nie sposób również nie wspomnieć o aktorach grających główne role, bo wywiązali się z nich znakomicie. Marcin Kowalczyk, Tomasz Schuchardt i Dawid Ogrodnik - młode, nieznane nikomu twarze odwaliły kawał dobrej roboty. Patrząc na nich, czułam się tak, jakby odtwórcami postaci Magika, Fokusa i Raha byli prawdziwi raperzy. Jak widać, nie trzeba wszędzie wciskać Szyca i Karolaka, żeby film się udał. Obraz ten przeplatały oczywiście wstawki muzyczne, które były tu zdecydowanie niezbędne i budowały ogólny charakter dzieła, ale nie zdominowały go. Wszystko było wyważone i przemyślane.


Prawie każdy z mojej okolicy ma znajomych znajomych, którzy znają znajomych Magika i wiedzą lepiej. Ale dla mnie ta historia wcale nie musiała być w stu procentach autentyczna, bo nie o to w niej chodziło. Fakty przemieszane z fikcją były w niej jak najbardziej na miejscu. Mnie ten film wzruszył dogłębnie. Niejednokrotnie miałam ciarki i łzy w oczach, a wychodząc z kina wiedziałam, że to nie tylko niezapomniana podróż do przeszłości. Byłam pewna, że to również świetny polski film.

5,5/6

niedziela, 23 września 2012

Cykl fotograficzny # 4 - powakacyjnie

Rzadko wyjeżdżam na takie typowe wakacje, na których mogę odpocząć. Mój sezon letni wygląda tak, że albo ruszam z ciężkim plecakiem tam gdzie zimno i pagórkowato, albo biorę rower i jadę jakąś wymarzoną ścieżką gdzie mnie koła poniosą, albo po prostu zwiedzam na potęgę. Ten wyjazd był typowo wakacyjny. Było taplanie się w morzu przy użyciu przeróżnych gumowych gadżetów, pływanie łódką, zajadanie się miejscowymi przysmakami, a wieczorami stosy gier towarzyskich przy asyście chorwackiego wina lub piwa. A że byłam tam z bandą przyjaciół czasu na samotne chwile z książką nie uświadczyłam. Było za to dużo śmiechu i fajnej zabawy.

Poniżej w ramach cyklu fotograficznego przygotowałam kolaż ze zdjęć z tego właśnie wyjazdu. Niestety musiałam go trochę poćwiartować, bo okazał się za duży jak na blogowe standardy. Mam nadzieję, że to nie wpłynie negatywnie na jego odbiór :)




czwartek, 20 września 2012

COLDPLAY - Warszawa, Stadion Narodowy 19.09.2012

www.coldplay.com

Przerwa wakacyjna wydłużyła mi się odrobinę, a wszystko przez to, że po dniu spędzonym na podróży do domu, następnego ranka pognałam na autobus do Warszawy. Ci z Was, którzy obstawiali Chorwację zgadli. Rzeczywiście to właśnie ona była celem mojego wyjazdu, ale o tym kiedy indziej i wraz z fotograficznym zapisem wspomnień :)

Dziś, póki jestem na bieżąco, chciałam napisać Wam, co takiego w stolicy robiłam i sądzę, że tytuł posta nie pozostawia w tym względzie żadnych wątpliwości. Otóż wybrałam się tam na długo przeze mnie wyczekiwany (bo już od 2005 roku) koncert Coldplaya. Ja wiem, że grupa pojawiła się w Polsce podczas festiwalu Open'er kilka lat wstecz, ale nie mogłam niestety wtedy się tam udać. Kiedy dowiedziałam się, że zespół zagra w Warszawie, była to dla mnie zatem idealna okazja, aby wreszcie posłuchać go na żywo. Ale...

Te siedem lat temu dałabym wszystko, żeby się na tym koncercie znaleźć. Dwa ostatnie albumy Coldplaya mnie jednak nie porwały, jestem zdecydowaną fanką trzech pierwszych, czyli Parachutes, A Rush of Blood to the Head i X&Y. Tak czy inaczej przez wzgląd na dawne czasy w lutym (?) bieżącego roku stałam się posiadaczką biletu na ich koncert. I tak z lekkim podekscytowaniem, ale i nutką sceptycyzmu wytrwałam do 19 września. 

Kiedy weszłam na płytę Stadionu Narodowego, grał akurat support. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jak ogromna liczba osób znajduje się wokoło, w uszach z kolei poczułam ogrom decybeli - nagłośnienie było naprawdę mocne. Już wtedy wiedziałam, że to będzie dobry koncert i żadne nowe albumy mi go nie zepsują. Przy wejściu każdy otrzymał jedną z różnokolorowych opasek, które mieliśmy włożyć na nadgarstek tak, aby były widoczne. Można się było domyślić, że będą one w jakiś sposób świecić, ale jaki będzie rzeczywisty efekt, mieliśmy się dowiedzieć już niebawem.

www.xylobands.com

Zaczęło się kilka minut po 21 melodią z kultowego filmu "Powrót do przeszłości". Wreszcie na scenę wyszedł Coldplay, muzyka rozbrzmiała, a tysiące bransoletek rozświetliło cały stadion morzem kolorowych migoczących światełek. Dalej było już tylko lepiej. Gra świateł ze sceny plus dodatkowe gadżety typu wielkie dmuchane piłki "skaczące" po publiczności, czy colplayowe konfetti sfruwające z nieba dopełniły dzieła. Zespół zagrał kilka kawałków, za którymi nie przepadam, ale pojawiły się również i te starsze, które bardzo lubię. A gdy na bis wyszli z drugiej strony płyty niedaleko miejsca, w którym stałam, byłam już całkowicie kupiona. Świetne widowisko! I jeszcze ten finał w postaci fajerwerków... Naprawdę nie żałuję, że stałam się jego częścią. Gdy po wyjściu ze stadionu ogromna rzeka ludzi zalała ulice i wypłynęła Mostem Poniatowskiego do centrum miasta, zdałam sobie sprawę, że wzięłam udział w czymś wielkim. Fajne uczucie.

www.warszawa.naszemiasto.pl

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wyjazd do Chorwacji tak jak podejrzewałam, nie był czasem sprzyjającym czytaniu książek, więc jak na razie utknęłam na "Filarach ziemi", ale teraz już wracam do życia i obiecuję nadrobić również moją nieobecność na Waszych blogach. Dzisiaj wprawdzie już padam i zmykam do łóżka, ale jutro już sobie tego nie odpuszczę :)

I jeszcze na dokładkę jeden z moich ulubionych kawałków Coldplaya, taki z serii "do płaczu" :). Jeżeli ktoś nie zna, polecam wytrwać do końca, rozkręca się.


piątek, 7 września 2012

Powakacyjna wakacyjna przerwa

W końcu i na mnie przyszła pora i mogę wszem i wobec zakomunikować, że wyjeżdżam na upragnione wakacje i macie ode mnie około 10-dniową przerwę. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nie będę miała zbyt wiele czasu na czytanie :)

A gdzie jadę? Ciekawe czy zgadniecie...


czwartek, 6 września 2012

Samochwała w kącie stała

Dziś chciałabym się pochwalić dwoma książkami, które udało mi się ostatnio wygrać w blogowych konkursach.

Pierwszą z nich jest "Klug" Kaspera Bajona, wygrany u Leny173. Biorących udział w konkursie autorka bloga poprosiła o dokończenie zdania:

Książki są dla mnie jak...

Nie zastanawiając się zbyt długo, stwierdziłam, że dają mi taką radość, jak mój psiak i dokończyłam:

...merdający ogon mojego psa :)  


Kolejną wygraną pozycją jest "Miłość za kilka włosów" Mohammeda Mrabeta, za którą dziękuję Versatile. Tutaj sprawa była już nieco bardziej skomplikowana - trzeba było opisać swój sen. A że sny miewam czasem tak pokręcone, że trudno cokolwiek z nich sklecić, musiałam jeden z nich naprawdę wymęczyć, aby przelać go na papier. Ja nie sądzę, że jestem najnormalniejszą osobą na świecie i po przeczytaniu go pewnie też zaczniecie w to wątpić, ale jeżeli macie ochotę, zapraszam poniżej :)

Wraz z przyjaciółką wybrałyśmy się na przejażdżkę autem. Zauważywszy, że powoli kończy nam się benzyna, zjechałyśmy na stację paliw, aby zatankować i móc spokojnie kontynuować podróż. Tam podszedł do nas pewien mężczyzna. Zaczął rozmowę pytaniem skąd jesteśmy. Z początku starałyśmy się być grzeczne, lecz po chwili, kiedy już zaczęło nam się spieszyć, a jegomość był coraz bardziej namolny, nasza cierpliwość się skończyła i odburknęłyśmy coś niezbyt przyjemnie. W tym momencie mężczyzna zupełnie stracił nad sobą panowanie. Stawał się coraz to bardziej agresywny i zdawało się, że również fizycznie zaczął rosnąć. Po chwili, ku naszemu przerażeniu, przybrał on kształt ogromnej pumy, wyszczerzył do nas kły, a z pyska pociekła mu ślina. Nie zastanawiając się zbyt długo, wskoczyłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy czym prędzej przed siebie. Monstrualnych rozmiarów zwierzę rzuciło się za nami w pościg. I tak jechałyśmy niesamowicie roztrzęsione, obracając się co chwilę do tyłu i oceniając odległość, jaka dzieli nas od bestii, lecz ta wcale nie chciała się zmniejszyć. Nagle naszym oczom ukazało się skrzyżowanie, skręciłyśmy na nim w prawo, po czym okazało się, że wjeżdżamy do miasta. Wtedy zdawało się, że wielka puma odrobinę się od nas oddaliła. Postanowiłyśmy więc ukryć samochód w jakiejś bramie i schować się gdzieś, gdzie będziemy miały szansę przeczekać napór pumy. Ulokowałyśmy się bezpiecznie w pierwszym lepszym budynku i przez szparę w drzwiach obserwowałyśmy, jak rozsierdzona bestia wpada do miasta, lecz na szczęście mija naszą kryjówkę i pędzi dalej, a mieszkańcy w panice ustępują jej drogi. Po dłuższym czasie, kiedy wrzawa już znacznie ucichła, moja przyjaciółka stwierdziła, że nic nam nie grozi i opuściła budynek, w którym się ukrywałyśmy. Ledwo jednak przekroczyła jego próg, a przerażające zwierzę, które wydawało się jeszcze większe niż dotychczas, rzuciło się na nią i pożarło ją na moich oczach. Zrozpaczona i wystraszona do granic możliwości, lecz wciąż schowana za drzwiami kryjówki, uszłam z życiem. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że to jeszcze nie koniec, a puma nie spocznie dopóty, dopóki mnie nie dopadnie.

Jak się później okazało potwór ten rządził miastem, do którego niechybnie udało nam się wjechać i raz dziennie odbywa się jego pochód, aby wierni mieszkańcy mogli mu złożyć pokłon. W czasie jego trwania wszystkie budynki musiały być puste tak, aby bestia miała pewność, że nie ma ani jednego człowieka, który by ją zlekceważył. Nie miałam wyjścia, musiałam opuścić kryjówkę i schować się gdzieś w tłumie przerażonych ludzi. Postanowiłam ukryć się w krzakach, a z pomocą przyszła mi pewna dziewczyna, która przykryła mnie liśćmi i gałązkami. Potwór przeszedł tuż obok mnie, na szczęście mnie nie zauważając. Nie znaczyło to jednak, że od tej pory będę bezpieczna. Kiedy już pochód się skończył, dziewczynie zrobiło się mnie żal i postanowiła dać mi schronienie pod swoim dachem. Mieszkała z siostrą i jej chłopakiem. Podziękowałam za okazaną mi pomoc i udałyśmy się do jej mieszkania, gdzie w końcu mogłam choć odrobinę odpocząć. Poszłam do łazienki, aby umyć ręce. Do mieszkania wchodził akurat chłopak jej siostry, spojrzałam w lustro i natrafiłam na jego wzrok. Był to mężczyzna, którego poznałam kilka godzin wcześniej na stacji paliw.

środa, 5 września 2012

TOP 10: NAJLEPSZE EKRANIZACJE KSIĄŻEK

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu.

Ponieważ na razie tematy zostały zawieszone, a ja mam jeszcze sporo do nadrobienia, zabiorę się za te, które mnie ominęły. Więcej szczegółów na temat rankingów TOP 10 znajdziecie na blogu Kreatywa.

Dziś zajmę się... Najlepszymi ekranizacjami książek.





MECHANICZNA POMARAŃCZA (6/6)

Jeden z moich ulubionych filmów i jedna z moich ulubionych książek (recenzja) - obie wersje wyśmienite!

  

OJCIEC CHRZESTNY (6/6)

Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że film jest ciut lepszy od książki.



ZIELONA MILA (6/6)

Piękna książka i równie piękny film!



MISERY (5,5/6)

Kolejny King, kolejna świetna książka i zapadająca w pamięć adaptacja z Kathy Bates w roli głównej.



LŚNIENIE (5,5/6)

Ewidentnie powieści Kinga nie wychodzą dobrze jedynie na papierze. Kolejna kultowa już ekranizacja z wyśmienitą rolą Jacka Nicholsona.



DUŻA RYBA (5,5/6)

Książka jest bardzo przyjemna, ale film ukazuje nam magię, która oczarowuje.



SKAZANI NA SHAWSHANK (6/6)

Kolejny King i kolejny świetny film na podstawie jego powieści. Mistrzowsko zagrany, mistrzowsko wyreżyserowany, po prostu świetny!



FORREST GUMP (5,5/6)

To jest ten rzadki moment kiedy film znacznie prześciga swój literacki pierwowzór.



SAMOTNY MĘŻCZYZNA (5,5/6)

Przepiękny film o miłości. Recenzja tutaj.



FIGHT CLUB (6/6)

Mocny film i mocna książka - obie opcje bardzo dobre.

 

wtorek, 4 września 2012

O dwóch pomarańczach

źródło

Cenzura toczyła niezliczone boje z tą książką. Powieść, w której banda wyrostków bezkarnie morduje i gwałci, mając niemal aprobatę władz i policji wywołała w latach wydania niemały szum. Był to rok 1962. "Mechaniczna pomarańcza" wchodziła do księgarń i stawała się swoistym symbolem młodzieżowego buntu, a wkrótce potem, po wielkim sukcesie jej ekranizacji w reżyserii Stanleya Kubricka, okrzyknięto ją kultową. W Polsce doczekała się dwóch przekładów zwanych wersjami R i A. Oba są autorstwa Roberta Stillera - świetnego polskiego tłumacza i językoznawcy. Zacznijmy jednak może od tego o czym dokładnie ta pozycja traktuje.

Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Alex to 15-letni młodociany bandyta, który na koniec każdego dnia, wraz ze swymi kolegami Dimem, Georgiem i Petem wybywa na nocne eskapady. Każdą z nich rozpoczynają oni w knajpce Korova Milkbar, w której popijają narkotyzowane mleko i planują, kogo by tu obrobić, a noce te niejednokrotnie kończą się krwawo. Chłopcy nie mają skrupułów przed mordowaniem, gwałceniem, grabieniem. Są wyzuci z wszelkich uczuć i daleko im do empatii. Alex, nasz główny bohater, wyróżnia się jednak na tle swych kolegów inteligencją i błyskotliwością. Jest również wiernym fanem muzyki mistrza Beethovena, którego traktuje niemal jak swojego Boga. Pełna przemocy idylla będzie się musiała jednak kiedyś skończyć. Ale jak, za czyją sprawą i czy obrane działania dadzą wymierne skutki - tego Wam już nie zdradzę.

Krótki opis już mamy. Nie każdy jednak zaznajomiony jest z tym, czym dokładnie różnią się dwa polskie przekłady tej książki i o tym właśnie chciałabym Wam dzisiaj napisać. 

Powieść Burgessa jest niezwykłym literackim eksperymentem. Na jej potrzeby autor wymyślił ogrom nowych zwrotów i stworzył tym samym oryginalny i wyjątkowy język - swego rodzaju młodzieżowy slang, który określił słowem Nadsat. Burgess wykorzystał swą wiedzę z zakresu lingwistyki, aby nadać mu pożądaną formę i aby wyniki słowotwórczych zabiegów były celne i ciekawe. "Mechaniczna pomarańcza" stanowi więc źródło niezliczonych neologizmów z bogatymi rosyjskimi naleciałościami, z którymi zmierzyć musiał się tłumacz. I nie było to wcale łatwe, bo, żeby zrozumieć niektóre z nich, trzeba je było bardzo dokładnie przeanalizować.

Podjąwszy wyzwanie wiernego przełożenia dzieła Anthony'ego Burgessa, Robert Stiller stworzyć musiał własną wersję książkowego slangu od podstaw. Wybrał dwie opcje.






Tytuł: Mechaniczna pomarańcza
Autor: Anthony Burgess
Wyd.: Etiuda
Rok wydania: 1999
Ilość stron: 255








Pierwszą opcją, i w początkowym zamyśle jedyną, była "Mechaniczna pomarańcza" wydana w 1999 roku. Tłumacz wiedział, że czeka go trudne zadanie. Oryginał wypełniony był około trzystoma neologizmami rosyjskiego pochodzenia, które wtapiały się w język angielski, obficie wypełniając każdą ze stron. Na potrzeby wiernego oddania klimatu powieści Stiller stworzył własny zbiór nowych słów, a że był to eksperyment na dużą skalę, lecz jednak inną niż samo powstawanie powieści, neologizmów w tym tłumaczeniu pojawiło się około tysiąca. Każdy z nich był wariacją na temat języka rosyjskiego, a przykładami mogą być m.in. charoszy - dobry, domoj - dom, budko - kumpel.







Tytuł: Nakręcana pomarańcza
Autor: Anthony Burgess
Wyd.: Etiuda
Rok wydania: 2001
Ilość stron: 219








"Nakręcana pomarańcza", czyli wersja A powstała dwa lata później. Nie jest ona żadną kontynuacją, drugą częścią, alternatywną historią - nic z tych rzeczy. Robert Stiller nadał jej inny tytuł, aby odróżnić ją od wersji R. Czemu więc w ogóle powstał następny przekład? Kiedy tłumacz zauważył, że polski język obrał inny tor i nie zmierza już w stronę rusyfikacji, lecz przejmuje coraz to więcej wyrazów z języka angielskiego, postanowił dostosować do tej tendencji dzieło Burgessa. I tak "Nakręcana pomarańcza" to nic innego jak "zangielszczona" wersja tej samej powieści. Przykłady to: fajn - dobry, haus - dom, frendzio - kumpel.


KTÓRĄ WERSJĘ WYBRAĆ?

Naprawdę nie jestem Wam w stanie udzielić tej odpowiedzi, mogę jedynie doradzić. Jeżeli mieliście w swoim życiu kontakt z językiem rosyjskim, wybierzcie wersję R. Jeżeli bliższy jest Wam angielski, polecam wersję A. Wybór pod tym kątem znacznie ułatwi Wam czytanie, a że są to przekłady tego samego tłumacza, powieść w żadnej wersji nic nie traci. Może jedynie fakt, że oryginał zawiera jednak naleciałości rosyjskie skłania nieco w stronę tej zrusyfikowanej wersji, ale niech to będzie Wasza osobista decyzja. Ja czytałam obie :)

6/6

poniedziałek, 3 września 2012

Kalendarium # 09/2012



Subiektywny przegląd zapowiedzi filmowych, czyli co wezmę pod uwagę podczas wrześniowej wyprawy do kina:


7 września

Akcja filmu "Raj: miłość" (Paradise: Love) otwierającego kinowy wrzesień ma miejsce w Kenii. To właśnie tam przybywają białe austriackie turystki w średnim wieku. Cel podróży nie jest jednak stricte turystyczny. Kobiety pragną poznać młodych Kenijczyków, którzy w zamian za pieniądze spełniliby ich seksualne zachcianki. 

Obraz uzyskał jak dotąd nominację do Złotej Palmy w Cannes. Być może warto się nim zainteresować.









Tego samego dnia premierę będzie miał duński "Misiaczek" (Teddy Bear). Film opowiada historię chorobliwie nieśmiałego kulturysty, który nie potrafi znaleźć dziewczyny. Po tym jak jego wujek wraca z Tajlandii z piękną kobietą u boku i bierze z nią ślub, Dennis postanawia poszukać szczęścia właśnie tam.

"Misiaczek" był dwukrotnie nominowany do nagrody na festiwalu Sundance, jedną zgarnął za reżyserię.












14 września

Nie wiem jak Wy, ale ja czasem po prostu muszę obejrzeć jakąś amerykańską komedię. Taką mam potrzebę i nic na to nie poradzę. We wrześniu pod lupę wezmę więc film "Dwoje do poprawki" (Hope Springs). Do obejrzenia go zachęca mnie głównie świetna obsada. Nie sądzę, żeby Meryl Streep i Tommy Lee Jones zagrali w jakiejś kompletnej szmirze. Obraz opowiada o losach znudzonego sobą małżeństwa z wieloletnim stażem. Kiedy Maeve dowiaduje się, że do miasta przyjeżdża specjalista do spraw damsko-męskich, postanawia wyciągnąć doń swojego sceptycznie nastawionego do sprawy męża. Co z tego wyniknie? Tego dowiemy się już w połowie miesiąca.










21 września

Przyznaję się, kiedyś słuchałam hip-hopu, a album Paktofoniki "Kinematografia" znałam niemal na pamięć i do dziś chętnie do niego wracam. Był to naprawdę kawał dobrej muzyki, chyba nie tylko dla wielbicieli gatunku. Choć zespół zdobył wtedy ogromną popularność, a jego płyty sprzedawały się w niezwykle wysokim nakładzie, jego historia jednak do najbardziej szczęśliwych nie należy. To właśnie o niej opowiada nowe dzieło Leszka Dawida "Jesteś Bogiem".

Film z siedmiu nominacji zdobył sześć Złotych Lwów, w tym za reżyserię.






Na ten sam dzień przypada premiera zupełnie innego obrazu, tym razem kostiumowego. "Kochanek królowej" (En Kongelig Affaere) to oparta na faktach opowieść o trójkącie miłosnym, w który wplątała się duńska królowa Karolina Matylda Hanowerska, co poskutkowało rozwodem i wygnaniem niewiernej żony z kraju.

Film nominowany był do trzech nagród na festiwalu Berlinale, zdobył dwie, w tym za scenariusz.












28 września

Na koniec miesiąca kina zaserwują nam "Chińczyka na wynos". Film ten zainteresował mnie głównie dlatego, że jest w języku hiszpańskim, z którym wypadałoby się w końcu osłuchać dla dobra dalszej nauki. Jego głównym bohaterem jest Roberto - właściciel sklepu z artykułami żelaznymi. Prowadzi on nudne i przewidywalne życie, a jedynym jego urozmaiceniem zdaje się być wyszukiwanie dziwacznych, a najlepiej krwawych historii, które kolekcjonuje w przeznaczonym do tego albumie. Jego życie odmienia niespodziewane spotkanie z Chińczykiem, który nie zna słowa po hiszpańsku, a poszukuje swego wujka.

"Chińczyk na wynos" zdobył nagrodę Goya dla najlepszego hiszpańskojęzycznego filmu.





niedziela, 2 września 2012

Cykl fotograficzny # 3 - sen o Sycylii

Ostatnia recenzowana książka była o Sycylii, więc i w dzisiejszym cyklu fotograficznym postanowiłam ten klimat utrzymać. Wybrałam zdjęcia, które nie przedstawiają wyspy od turystycznej strony, lecz skupiają się na tej surowszej jej części. Chciałam pokazać te zakamarki Sycylii, które czasem jako turyści możemy pominąć, a które w pełni ją definiują.









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...