Tytuł: Super smutna i prawdziwa historia miłosna
Autor: Gary Shteyngart
Wyd.: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 462
"Cierpienia młodego Wertera" powinnam raczej zastąpić słowami "Cierpienia starego Abramova", bowiem to właśnie ten dobiegający czterdziestki wywodzący się z Rosji mężczyzna jest bohaterem powieści o tytułowej miłości. Nawiązanie do Goethego, którego tu użyłam nie jest całkowicie bez znaczenia. Rozpoczynając czytanie tej książki, nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że poznaję losy Wertera w wersji znacznie uaktualnionej. Lenny Abramov nawet irytował mnie tak samo, jak te kilkanaście lat temu nasz XVIII-wieczny super smutny bohater romantyczny. Obaj cierpieli z powodu miłości i lubowali się w przelewaniu swych żali na papier. Werter pisywał listy, Abramov spisywał swe przemyślenia w formie dziennika. Dzieli ich ponad trzy-wieczna przepaść, lecz miłość, którą darzą swą niedostępną i niedoścignioną Lottę jest ta sama.
Świat, w którym Abramov poznaje ucieleśnienie swych marzeń na temat kobiety, Eunice - azjatycką filigranową piękność, jest na wskroś, wręcz do bólu współczesny. Jest to era postliteracka, książki są zdecydowanie passe. Ludzie nie czytają, jedynie skanują teksty w poszukiwaniu ciekawiących ich zdań. Nikt już nie pamięta Kundery czy Czechowa. Każdy ogarnięty jest kultem młodości i fajności, oceniając swe wzajemne cechy fizyczne bądź osobowościowe na äpärätach i stosując specjalistyczne diety i zabiegi kosmetyczne, żeby na zawsze zatrzymać płynące lata. Na ulicach z każdego rogu wyzierają słupy Credit, które ukazują, jak szacują się dochody przechodzącej obok osoby. Wszelkie te dane są ogólnie dostępne, przez co ludzie zamknięci są w liczbach, które określają ich atrakcyjność i status majątkowy. Taka też jest sama Eunice, przystosowana do świata, w którym przyszło jej żyć i czerpiąca z niego pełnymi garściami. Zdrowa przekąska, modne drogie ciuchy, najnowocześniejsze kosmetyki - wydawać by się mogło, że nic więcej jej do szczęścia nie potrzeba.
Z drugiej strony mamy Abramova, który mając niespełna czterdzieści lat, łysiejącą głowę i zapuszczony brzuch, kultu młodości nie wyznaje. Pracuje wprawdzie w korporacji, która zajmuje się zapewnianiem wiecznego życia jednostkom, które na to stać, lecz z chęcią sięga po dobrą literaturę, co sprawia, iż w rankingu popularności zajmuje zawsze jedno z ostatnich miejsc. I tak jego podstarzała, niemodna i nikomu niepotrzebna miłość zmierzyć musi się z nowoczesnym i nieprzychylnym wszelkim odchyleniom od normy światem, w którym żyje jego hipsterska ukochana. A wszystko to opatrzone jest politycznym tłem upadających Stanów Zjednoczonych, bo to właśnie polityka zdaje się być w tej książce na drugim miejscu.
Książka podzielona jest na dwie przeplatające się ze sobą części. Jedną z nich są zapiski z dzienników Abramova, drugą wiadomości elektroniczne nadawane przez Eunice do jej przyjaciółki, matki, lub siostry. Nie był to zły pomysł, szczególnie, że każdą z tych części wyróżnia język danej osoby. Lenny używa ładnych i poprawnych form stylistycznych, bywa patetyczny i ckliwy. Eunice i jej przyjaciółka używają nowoczesnego języka pełnego akronimów i neologizmów, bywają również wulgarne. Z kolei matka dziewczyny, koreańska imigrantka pisze nieskładnie i charakterystycznie dla osoby, która nie jest jeszcze z językiem obyta.
A teraz kawa na ławę - książka mnie momentami ogromnie męczyła. Miłosne wywody Abramova pomieszane z polityczną paplaniną były nierzadko niestrawne. Nie jest to być może literacka masakra, ale nie będę Was jakoś szczególnie gorąco do tej powieści zachęcać. Jeżeli już ją zakupiliście i czeka na półce, to pewnie i tak prędzej czy później po nią sięgniecie, a czas z nią spędzony może nie okazać się do końca straconym. Jeżeli nie, zainwestujcie w coś innego.
3,5/6
Nie dla mnie. Nie lubię "Cierpień młodego Wertera" więc zapewne i ta książka nie przypadłaby mi do gustu :)
OdpowiedzUsuń"Cierpień młodego Wertera " nie czytałam. Więc trudno mi oceniać ;p
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam różne recenzje tej książki, zazwyczaj myślałam, że jest to coś dla mnie. Ciekawy pomysł i te sprawy.
OdpowiedzUsuńTeraz Ty napisałaś o Werterze.
Ja czytając "Cierpienia..." cierpiałam bardziej niż on sam. Tak, da się.
Nigdy nie czytałam tak długo, tak krótkiej książki.
I nadal się zastanowić, jak on nawet zastrzelić się nie potrafił raz, a porządnie...
Jak się psychicznie przygotuję, to może spróbuję ;)
Mi też ciężko było przejść przez Wertera i podobnie było przy tej pozycji. Skojarzenie jest bardzo luźne, bo ta książka jednak dzieje się w jakiejś być może nie odległej, ale przyszłości :)
UsuńNowy Werter? Chyba muszę poznać... A podział na dwie części ciekawy i w sumie każdy może znaleźć coś dla siebie dzięki temu. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, to akurat jest plusem tej powieści :)
UsuńCieszę się, że szczerze napisałaś, iż momentami ta książka irytuje. Ja również nie znoszę politycznej paplaniny, dlatego już sam ten fakt odstrasza mnie od tej powieści i tym razem spasuje.
OdpowiedzUsuńNie będę Cię namawiać do zmiany zdania :)
UsuńGenialna okładka książki, ale nie przepadam za polityką, więc tym razem sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuń"Cierpienia..." podobały mi się, książkę pochłonęłam w kilka godzin, więc dla porównania i po tą sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńTo tylko moje osobiste skojarzenie. Być może ktoś inny nie zauważyłby tego podobieństwa. Książka jest jednak bardzo współczesna. Ale skoro chcesz po nią sięgnąć, to nawet i dobrze, bo chętnie zapoznam się z Twoją opinią :)
UsuńWerter po raz drugi? Pierwszy był dla mnie mało strawny. Nigdy nie sugeruję się okładkami, ale jeśli chodzi o tą tutaj, to Matko Boska, masakra:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że okładka ma swoich gorących zwolenników, ale i zagorzałych przeciwników :)
UsuńTytuł, rany, powalił mnie XD. Ale nie, to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak, tytuł jest całkiem oryginalny :)
UsuńOszalałam na punkcie okładki :) Cudna! Natomiast jeśli chodzi o książkę zasugeruję się recenzją i zainwestuje w coś innego ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRaczej daruję sobie ten tytuł, skorzystam z rady i zainwestuję w coś innego, bo nawet z pierwszą wersją cierpień (tych werterowych) nie dałam rady, a co tu dopiero mówić o czymś podobnym :D
OdpowiedzUsuńKsiążka Wertera nie zachwyciła mnie zbytnio i dosyć wynudziła. Na znowelizowaną wersję tej historii również jakoś nie mam ochoty. Polityczna paplanina to dla mnie najgorsze co może być. Nie będę ryzykować. :)
OdpowiedzUsuń"Cierpienia młodego Wertera" to jedna z lektur, które najgorzej wspominam. Nie mogłam znieść tego ciągłego użalania się głównego bohatera. Wątpię, żeby recenzowana przez Ciebie powieść, przypadła mi do gustu. Spasuję ;)
OdpowiedzUsuń"Cierpienia młodego Wertera" naprawdę mi się podobały (być może dziwne, ale prawdziwe), ale biorąc pod uwagę Twoją recenzję, na tę książkę się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńMoja Droga, miałam podobne odczucia. Poza tym przeszkadzały mi wulgarne określenia i pseudonowoczesne nazewnictwo.
OdpowiedzUsuń