Tytuł: Poradnik pozytywnego myślenia
Autor: Matthew Quick
Wyd.: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 380
Książki nierzadko zyskują sławę, dzięki popularności filmów, które zostały na ich podstawie stworzone. Reżyserzy widzą w danej historii potencjał, czasami odrobinę ją zmieniają, spłycają przekaz, skracają wątki lub nadają jej inny ton. I właśnie wtedy, kiedy dane dzieło wchodzi do kin i na dodatek interesuje się nim sama Akademia, przyznająca corocznie najbardziej prestiżowe nagrody filmowe na świecie, ludzie postanawiają sięgnąć po pierwowzór - powieść, która niezwłocznie zdobywa miejsce na chwalebnych półkach księgarnianych z napisem bestseller. Czy jednak książka, która cieszyć się może świetnym podłożem marketingowym i sprzedażą w wysokim nakładzie przez wzgląd na renomę nakręconego na jej podstawie filmu, to rzeczywiście dzieło, na które warto zwrócić uwagę?
Sama zazwyczaj zerkam na te półki z niekłamaną ciekawością, ale rzadko interesują mnie pozycje, które buchają stamtąd dumnie kolorowymi okładkami. Być może z przekory, być może dlatego, że nie odpowiadają mi gatunki powieści tam wystawianych, przechodzę wgłąb sklepu, gdzie znajduję zwykle to, co bardziej wpisuje się w mój gust. Czasami jednak ciekawość poskramia tę przekorę i na widok niektórych bestsellerów w moim oku pojawia się błysk. Skoro tyle osób zachwyca się tą książką, skoro powstał na jej podstawie tak dobrze przyjęty film, musi coś przecież być na rzeczy - myślę i powieść ląduje na innej półce, tym razem tej mojej, domowej.
Nie inaczej było i z debiutem amerykańskiego pisarza Matthew Quicka, który pozytywną okładką, pozytywnym tytułem i pozytywną ekranizacją zdobył serca wielu ludzi na całym świecie. Jak zatem ja zapatruję się na tę historię? Czy i mnie urzekła swym optymistycznym wydźwiękiem?
Pat, główny bohater powieści wyszedł właśnie z niedobrego miejsca, jak zwykł nazywać szpital psychiatryczny. Minęło około czterech lat, on sądzi, że było to zaledwie kilka miesięcy; zostawiła go żona, jemu wydaje się, że to tylko chwilowa rozłąka. Rzeczywistość miesza się z wytworami odurzonego lekami umysłu; umysłu, który wymazał z pamięci pewne ważne wątki z życia mężczyzny. Ciężko się odnaleźć i od nowa budować relacje z otoczeniem, kiedy nie wie się dokładnie, co sprowadziło życie na ten właśnie tor. Pat nie traci jednak humoru. Wierzy w to, że niedługo spotka się ze swoją ukochaną, którą oczaruje wyćwiczonym, wysportowanym ciałem i przeczytanymi lekturami, które jak dotąd omijał szerokim łukiem. Bo życie to przecież film, a każdy zawsze kończy się happy endem.
Narracja prowadzona jest z perspektywy Pata, który zdaje się patrzeć na otaczającą go rzeczywistość oczyma dziecka. Wplątani zostajemy ściśle w jego relacje z rodzicami: opiekuńczą matką, która jest w stanie poświęcić wiele dla dobra swego syna, oraz z ojcem, który trochę się go wstydzi, trochę go nie akceptuje i jedynym uczuciem, które względem niego wykazuje jest niechęć. Pojawia się i wreszcie postrzelona i równie poturbowana psychicznie Tiffany, która ma co do naszego bohatera pewien plan. Są oni jednak tak różni i jednocześnie tak do siebie podobni, że relacja ta jest od samego początku dosyć chaotyczna, co intryguje i sprawia, że z niecierpliwością czekamy na rozwój sytuacji.
Książkę tę czyta się błyskawicznie. Jest napisana prostym i przyjemnym językiem, a to spory jej plus. Sama historia mnie jednak nie oczarowała. Nie miała tego czegoś, nie była jakaś. Zamknęłam ostatnią jej stronę i niemal natychmiast zajęłam się czymś innym, nie poświęcając jej ani minuty więcej. Po pierwsze, jest ona dosyć przewidywalna, i choć sama w sobie nie jest typowym romansem, wątek uczuciowy poprowadzony został w sposób niezwykle sztampowy. Niektórzy zarzucają jej także, że zbyt wiele w niej futbolu, i choć rzeczywiście odgrywał on tutaj znaczną rolę, mnie to jednak nie przeszkadzało. Ogólnie nie żałuję czasu, który z tą powieścią spędziłam, nie rozumiem jednak zachwytu nad nią i nakręconym na jej podstawie filmem. Było miło, było sympatycznie, było pozytywnie, ale daleko mi do ochów i achów na jej temat. Czy ją polecam? Cóż, myślę, że warto wyrobić sobie na jej temat własne zdanie, więc jak najbardziej.
Pat, główny bohater powieści wyszedł właśnie z niedobrego miejsca, jak zwykł nazywać szpital psychiatryczny. Minęło około czterech lat, on sądzi, że było to zaledwie kilka miesięcy; zostawiła go żona, jemu wydaje się, że to tylko chwilowa rozłąka. Rzeczywistość miesza się z wytworami odurzonego lekami umysłu; umysłu, który wymazał z pamięci pewne ważne wątki z życia mężczyzny. Ciężko się odnaleźć i od nowa budować relacje z otoczeniem, kiedy nie wie się dokładnie, co sprowadziło życie na ten właśnie tor. Pat nie traci jednak humoru. Wierzy w to, że niedługo spotka się ze swoją ukochaną, którą oczaruje wyćwiczonym, wysportowanym ciałem i przeczytanymi lekturami, które jak dotąd omijał szerokim łukiem. Bo życie to przecież film, a każdy zawsze kończy się happy endem.
Narracja prowadzona jest z perspektywy Pata, który zdaje się patrzeć na otaczającą go rzeczywistość oczyma dziecka. Wplątani zostajemy ściśle w jego relacje z rodzicami: opiekuńczą matką, która jest w stanie poświęcić wiele dla dobra swego syna, oraz z ojcem, który trochę się go wstydzi, trochę go nie akceptuje i jedynym uczuciem, które względem niego wykazuje jest niechęć. Pojawia się i wreszcie postrzelona i równie poturbowana psychicznie Tiffany, która ma co do naszego bohatera pewien plan. Są oni jednak tak różni i jednocześnie tak do siebie podobni, że relacja ta jest od samego początku dosyć chaotyczna, co intryguje i sprawia, że z niecierpliwością czekamy na rozwój sytuacji.
Książkę tę czyta się błyskawicznie. Jest napisana prostym i przyjemnym językiem, a to spory jej plus. Sama historia mnie jednak nie oczarowała. Nie miała tego czegoś, nie była jakaś. Zamknęłam ostatnią jej stronę i niemal natychmiast zajęłam się czymś innym, nie poświęcając jej ani minuty więcej. Po pierwsze, jest ona dosyć przewidywalna, i choć sama w sobie nie jest typowym romansem, wątek uczuciowy poprowadzony został w sposób niezwykle sztampowy. Niektórzy zarzucają jej także, że zbyt wiele w niej futbolu, i choć rzeczywiście odgrywał on tutaj znaczną rolę, mnie to jednak nie przeszkadzało. Ogólnie nie żałuję czasu, który z tą powieścią spędziłam, nie rozumiem jednak zachwytu nad nią i nakręconym na jej podstawie filmem. Było miło, było sympatycznie, było pozytywnie, ale daleko mi do ochów i achów na jej temat. Czy ją polecam? Cóż, myślę, że warto wyrobić sobie na jej temat własne zdanie, więc jak najbardziej.
4,5/6
Moje pierwsze spotkanie z autorem miało miejsce podczas lektury "Niezbędniku obserwatorów gwiazd", a Ty narobiłaś mia apetytu na "Poradnik..."
OdpowiedzUsuńCo do filmu, to czekam, aż puszczą w publicznej tv, wtedy z przyjemnością zobaczę. Co do książki, to raczej mnie nie ciągnie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńa ja jestem bardzo ciekawa książki, już od jakiegoś czasu znajduje się na mojej liscie must read :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam . plus świetna nazwa bloga :)
oglądałam film i teraz nie mogę się doczekać aż przeczytam książkę, tylko na razie czekam aż wpadnie mi w ręce
OdpowiedzUsuńxo, A.
Książki nie czytałam, ale film był bardzo dobry. Oscar dla Jen w pełni zasłużony.
OdpowiedzUsuńNie znam ani książkowej, ani filmowej wersji ,,Poradnika...'', lecz zamierzam to zmienić, gdyż fabuła tej historii zaciekawiła mnie i chętnie poznam jej zakończenie.
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytanie tej książki i obejrzenie filmu, ale bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu. Jak się nadarzy okazja, to się za to zabiorę i już :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu na blogach było mnóstwo recenzji tej książki. Przeczytam ją w przyszłości.
OdpowiedzUsuńZnam zarówno wersję filmową, jak i książkową i obydwie lubię ;) Prawdziwy zastrzyk pozytywnych myśli ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś. Tak przynajmniej powtarzam. Słyszałam dużo, i pochlebnego i nie, na razie jeszcze nic takiego, by przyciągnąć...
OdpowiedzUsuńNa film się skuszę :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo dobrego o książce, więc pewnie kiedyś po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńMamy dość podobne zdanie na jej temat. Nie była to książka, która w jakiś szczególny sposób zapadła w moją pamięć ale przyznaję że urzekła mnie jakimś ciepłem i optymizmem. Miło ją wspominam...
OdpowiedzUsuńPrzeczyt6am na 100%, bo książkę kupiłam :)
OdpowiedzUsuńJuż sam film średnio mi się podobał i chyba nie mam zbytnio ochoty na książkę :P
OdpowiedzUsuń