Tytuł: Frankenweenie
Reż.: Tim Burton
Produkcja: USA
Premiera: 7 grudnia 2012
Gatunek: animacja, czarna komedia
Czas trwania: 1 godz. 27 min.
Pierwotna, około 30-minutowa wersja "Frankenweenie" ujrzała światło dzienne w 1984 roku. Trafiła do ówczesnej widowni spod pieczy wytwórni Disneya, która uznała jednak, że film jest zbyt przerażający, aby oglądać go mogli młodzi widzowie. Tak zapomniana i niedoceniona opowieść o chłopcu i jego psie, choć wybitnym dziełem sztuki nie była, przezimowała w głowie reżysera, poobijała się nieco o jego szare komórki i wróciła teraz w skrystalizowanej wersji jako pełnowartościowa, pełnowymiarowa i pełnokrwista animacja, wpięta ściśle w konwencję czarnego humoru, groteski i makabry, z których słynie uwielbiany przez wielu twórca. Zdaje się zresztą, że Burton odnalazł wehikuł czasu i, nie bacząc na konsekwencje, przeniósł się do lat, w których powstał jego słynny "Sok z żuka" czy "Edward Nożycoręki". Ze wznowionej wersji historii Sparky'ego przezierają bowiem korzenie jego wcześniejszych filmów i ubierają ją w czarną żałobną suknię grozy. Mnie ta wersja jak najbardziej przekonała. Kupuję ją razem z kolejnym neurotycznym outsiderem w roli głównej i jego wiernym czworonożnym kompanem, gubiącym od czasu do czasu swój ogon.
Opowieść zaczyna się dosyć niewinnie, choć już w samym wyglądzie postaci widać na pierwszy rzut oka rękę Burtona. Klimatu dodaje również fakt, że animacja nakręcona jest w czerni i bieli, co znacznie wpływa na jej odbiór i tworzy wokół filmu dodatkową aurę tajemniczości i efekt wyglądającej zza rogu zmory gotowej do ataku. Victor to chłopiec obdarzony bujną wyobraźnią, mądry i sprytny, jednak pełen rezerwy i nieufności woli trzymać się z dala od ludzi, a jego ulubionym kompanem do zabaw i wszelakich eksperymentów jest wierny psiak Sparky. Dni mijają beztrosko i nic, może oprócz fekaliów obłąkanego kota równie dziwacznej koleżanki z klasy, nie zwiastuje tego, co ma nadejść. Przychodzi jednak ten moment, o którym wiemy, że nadejść w końcu musi, jest przecież osią wyprowadzającą główny wątek obrazu. Pies ginie w wypadku samochodowym. Trafia na cmentarz dla zwierząt, a chłopiec nie umie sobie poradzić z tą nieopisanie bolesną stratą. Wzorem doktora Frankensteina, a i Victor nosi to samo nazwisko, wykopuje swego pupila z ziemi i, niczym w powieści Mary Shelley, daje mu powtórne życie w postaci uroczego i zabawnego, zupełnie jak te kilka feralnych dni temu, zombie.
Całe to przywracanie zmarłego psa do świata żywych odbija się echem w dalszej części historii, wprowadzając serię przerażających i makabrycznych obrazków do życia cichej i spokojnej jak dotąd mieściny. Szczegółów jednak nie zdradzę. Jeżeli znacie Burtona, pewnie wiecie, czego można się po nim spodziewać, choć sama nie przewidziałam z początku takiego rozwoju wypadków. Wrażliwa na los zwierząt, uroniłam podczas seansu kilka pojedynczych łez, choć za chwilę zmuszona byłam uśmiechnąć się na widok wesołych podskoków czworonoga, który patrzy ze zdziwieniem, jak w ferworze zabawy odpadają mu niektóre części ciała. Nie zabrałabym na ten film dziecka. Nie sądzę, aby był odpowiedni dla oczu małego widza, ale dorosłym, szczególnie tym, którzy pałają do twórczości Burtona tak pozytywnymi odczuciami jak ja, gorąco go polecam. Warto dać się przestraszyć, wzruszyć i rozśmieszyć w tak znakomitym wydaniu.
5/6
Lubię Burtona i chyba jestem w stosunku do niego trochę bezkrytycznaa (ale Mroczne cienie mi się nie podobały). "Frankenweeniego" mam zamiar wkrótce obejrzeć :)
OdpowiedzUsuń"Mrocznych cieni" akurat nie oglądałam. Słysząc, że są kiepskie, postanowiłam nie psuć dobrego wizerunku reżysera w swojej głowie :)
UsuńA dla mnie "Mroczne cienie" to bardzo sympatyczna parodia wszystkiego co powstało w ostatnich czasach. Oczywiście jest to inny film, ale wydaję mi się, że reżyser tak pokazał tam na co go stać...
UsuńA co do "Frankenweenie" chyba mnie nie ciągnie do niej.
To może jednak się skuszę na te "Mroczne cienie", zobaczymy :)
UsuńMi "Mroczne cienie" bardzo się podobały :) ale to jedyny film Burtona jaki widziałam, może to wpływa na moją ocenę ;)
UsuńJeśli psiak ginie to nie film dla mnie...
OdpowiedzUsuńJakoś ten film mnie nie zaciekawił... Kto wie, może obejrzę,ale jak na razie nie mama ochoty. :)
OdpowiedzUsuńBurtona to ja uwielbiam, ale tej animacji jeszcze nie widziałam. Fajnie, że mi o niej przypomniałaś:) Już wiem, co będę jutro do obiadu oglądać:)
OdpowiedzUsuńlubię taki bajeczki :) na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuńCzarny humor to jest to co lubię. A w wydaniu Burtona to już szczególnie :)
OdpowiedzUsuńBurton jest niesamowity, a klimat jego produkcji wyjątkowy, dla mnie rewelacja. Biorę wszystko, co jest sygnowane jego nazwiskiem :)
OdpowiedzUsuńHmm... sama nie wiem. Jakoś mnie nie ciągnie do tego filmu, ale kto wie, może kiedyś się skuszę. Tymczasem zapraszam Cię do wzięcia udziału w organizowanym przeze mnie wyzwaniu :)
OdpowiedzUsuńhttp://kronikachomika.blogspot.com/2012/12/od-do-z-czyli-wyzywam-was.html
Pozdrawiam!
No tak, Burton jest dosyć specyficzny i mnie również nie przyszłoby nigdy do głowy, by przedstawiać go dzieciom ;) Cieszę się, że wspominasz o 'Soku z żuka' i 'Edwardzie' - jeżeli faktycznie klimat jest zbliżony do kultowych dla mnie produkcji - nie mogę tego przegapić.
OdpowiedzUsuńDodałam wzmiankę na ten temat, bo doszły mnie słuchy, że dzieci chodzą na Frankenweenie całą klasą w ramach szkolnych zajęć. Ot na przykład 10-latkowie, kiedy film jest od lat 12. Trochę nie to dziwi.
UsuńOglądnęłabym z miłą chęcią. Ten piesek jest taki przyjazny, a ja jeszcze na dodatek uwielbiam filmy animowane. ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam już gdzieś zapowiedź. Może być ciekawy:)
OdpowiedzUsuńJa nie widziałam ale moja młodsza siostra była na tym z klasą więc myślałam, że to raczej animacja dla dzieci :p Uwielbiam Burtona wiec teraz ja muszę nadrobić :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jak dla mnie, jeżeli już, jest to animacja dla tych nieco dojrzalszych dzieci/nastolatków. Animacje Burtona rzadko skierowane są do młodego widza, zazwyczaj jednak do dorosłych :)
Usuńuwielbiam komedie animowane, dodam ten film na moją listę :)
OdpowiedzUsuńCzarny humor, groteska i makabra to elementy, które uwielbiam, dlatego dziwię się, że z góry skreśliłam możliwość poznania "Frankenweenie". Szalenie podoba mi się czarno-biała konwencja filmu, a jego kadry kojarzą mi się z "Gnijącą panną młodą" - to akurat nie jest dziwne, skoro reżyserem obu produkcji jest Tim Burton :) A że i ja jestem wrażliwa na los zwierząt, więc zapewne także uronię parę łez podczas seansu...
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie. Życzę dalszego rozwoju bloga w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńA ja właśnie dlatego, że znam Burtona, nigdy nie wiem, czego się po nim spodziewać :D Ale wszystkie jego produkcje mają coś w sobie - coś, co mnie zawsze przyciąga. Frankenweenie jeszcze niestety nie widziałam... do nadrobienia już w przyszłym roku ;))
OdpowiedzUsuńUwielbiam produkcje Tima Burtona, dlatego bez wahania wybiorę się na ten film, ale podobnie jak Ty, dziecka na tego typu seans nie zabrałabym ze sobą.
OdpowiedzUsuńKurczę po Twojej recenzji mam ochotę zobaczyć ten film. Tylko skąd ja wezmę pieniądze na te wszystkie seanse naprawdę nie wiem :)
OdpowiedzUsuńAnimacje bardzo lubię, ostatni film Burtona jaki widziałam mi się podobał, może kiedyś uda mi się obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuńOoo, to coś jak najbardziej dla mnie! Uwielbiam Burtona :)
OdpowiedzUsuńJuz od jakiegos czasu mam ten film w planach, wiec jesli uda mi sie to pojde na niego do kina, a jesli jest juz za pozno to poczekam na Bluray ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Już od dluugiego czasu wybieram się na tą animację do kina, ale wybrać się nie mogę. Chyba najpierw obejrzę pierwotną wersję o ile można ją znaleźć gdzieś w sieci.
OdpowiedzUsuń