Kiedy myślę o Stanisławie Grzesiuku, widzę styranego przez życie, alkohol i chorobę mężczyznę z bandżolą w ręku i wesołą piosenką warszawską na ustach. I aż dziw bierze, kiedy uświadamiam sobie, że to jego pełne bólu i cierpienia życie stało się przyczynkiem do powstania trzech tak wspaniałych powieści. "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu" i "Na marginesie życia" to, moim zdaniem, pozycje, które powinien znać każdy Polak, a co najmniej warszawiak.
BOSO, ALE W OSTROGACH
"Boso, ale w ostrogach" to motto, którym Stanisław Grzesiuk zdaje się kierować przez całe swe słodko-gorzkie życie. Taki też jest tytuł jego pierwszej autobiograficznej powieści opowiadającej przedwojenne dzieje młodego i gniewnego chłopaka, jakim wtedy był. Tłem do wydarzeń z tej burzliwej młodości są lata 30-te w warszawskiej dzielnicy Czerniaków. To tam młody Stasiek dorasta, tam dostaje od życia bolesne czasami nauki, tam ma przyjaciół, wrogów i tam właśnie wyrabia w sobie ten instynkt samozachowawczy, który towarzyszy mu aż do ostatniego tchnienia, a nam - jego czytelnikom - przez wszystkie jego książki. Nazwałam go dosyć potocznie "cwaniakowaniem", bo myślę, że to słowo idealnie współgra z tym, co przedstawił w swych powieściach Grzesiuk.
PIĘĆ LAT KACETU
Lata pełne młodzieńczych wybryków i walki o swoje w obrębie warszawskiej dzielnicy zakańcza początek II wojny światowej. Autor trafia kolejno do obozów koncentracyjnych Dachau, Mauthausen i Gusen, otoczenie więc zmienia się ogromnie. Pewnie nie tylko ja czytałam setki opowieści o obozowym życiu, o tym, jak jest ciężko, jak wybiedzonych mieszkańców trawi głód, choroby i rozprzestrzeniająca się niczym zaraza beznadzieja. Cwaniakowanie w takim środowisku do łatwych z pewnością nie należy, ale Grzesiuk i tu daje radę. Jako chłopak muzycznie uzdolniony, z niesłabnącym poczuciem humoru, wypracowuje sobie szacunek i życzliwość współwięźniów, a z czasem także i oprawców. I choć łatwo nie jest, po zakończeniu wojny wychodzi z obozu o własnych siłach, a życie toczy się dalej.
NA MARGINESIE ŻYCIA
Poobozowa codzienność go jednak nie rozpieszcza. Okazuje się, że Grzesiuk do końca swoich dni zmagać się będzie z przykrą powojenną pamiątką - gruźlicą. Jego trzecia powieść opowiada właśnie o tej ostatniej przegranej walce. Zakaźna, śmiertelna choroba sprawia, że autor prawie nie opuszcza szpitala. Staje się on jego nowym przymusowym domem, pacjenci nowymi przyjaciółmi, znajomymi, bądź jedynie sąsiadami, a pielęgniarki i lekarze codziennym oczywistym otoczeniem. Autor i tu nie rozstaje się ze swą bandżolą, śpiewa i bawi towarzyszy niedoli, zmagając się z własnym nieuniknionym losem.
PODSUMOWANIE
Wszystkie powieści Stanisława Grzesiuka pisane są prostym językiem chłopaka z przedwojennego warszawskiego Czerniakowa. Porywają swoją naturalnością, czasami wręcz naturalizmem i brutalnością opisywanych scen, a autor wkupuje się w nasze łaski pisząc z lekką właściwą sobie nonszalancją, bardzo możliwe, że niezamierzoną. Bo Grzesiuk pisał tak, jak mu w duszy grało. Nie jak pisarz, lecz jak człowiek, który opowiada swoje życie.
5/6
5/6
O, przypomniałaś mi, że miałam sięgnąć po pozostałe części, bo czytałam tylko "Pięć lat kacetu".
OdpowiedzUsuńZaburzona kolejność nie ma w tym przypadku większego znaczenia, więc polecam :)
UsuńWiele słyszałam, ale jeszcze nie czytałam. Słyszałam wiele dobrego o autorze i jego powieściach. Czy to można porównać trochę w klimacie do do "Złego" Tyrmanda?
OdpowiedzUsuńmoc serdeczności :)
Niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo nie czytałam "Złego", ale z tego co widzę w opisie tej książki rzecz dzieje się w powojennej Warszawie i jest to kryminał, więc te dwa szczegóły się nie zgadzają :)
UsuńHm, sama nie wiem...
OdpowiedzUsuń