Tytuł: Zakochani w Rzymie (To Rome With Love)
Reż.: Woody Allen
Produkcja: Hiszpania, USA, Włochy
Premiera: 24 sierpnia 2012
Gatunek: komedia romantyczna
Czas trwania: 1 godz. 52 min.
Przez cały sierpień wszędzie wrzało i huczało od reklam nowego Allenowskigo dzieła. Wszak to "stary dobry" Woody, znany i uwielbiany, przyciągający do kin miliony widzów samym swym nazwiskiem. Zabrał nas już do chłodnego Londynu, gorącej Barcelony i magicznego Paryża, i choć nie każda z tych wycieczek była pierwszorzędna, ciężko oprzeć się wrażeniu, że publiczność kupi wszystko, co tylko spłodzi jego niepoukładany umysł. Zawsze wyciągniemy z kieszeni te kilkanaście złotych i siądziemy w kinowym fotelu, chociażby po to, aby ocenić, co też filmowy gigant zaprezentuje tym razem. Trudno gardzić wyborem gwiazdorskiej obsady, trudno również nie zauważyć z jaką pieczołowitością dba o zdjęcia i muzykę. Gdybym miała wystawić mu bardzo ogólną ocenę, dostałby czwórkę. Nie zawsze spisuje się na medal, czasem posądzałabym go wręcz o dobrze wypielęgnowaną masówkę. I o ile zeszłoroczna podróż do Paryża okazała się bardzo udana, Wieczne Miasto już nieco zawodzi.
Reżyser prezentuje nam cztery odrębne historie, które łączy przecudna sceneria widokówkowej części Rzymu. Koloseum, Schody Hiszpańskie, Fontanna di Trevi - wszystkie najpiękniejsze zabytki stolicy Włoch przewijające się w tle Allenowskiej opowieści wprawiają w zachwyt. Odpowiednia oprawa muzyczna wieńczy dzieło i wszystko wydaje się idealną wręcz podstawą dla powstania wspaniałego, nastrojowego filmu. Jesteśmy prowadzeni przez niezwykle urokliwe rzymskie uliczki, wdychamy zapachy okalających je kwiatów i przypraw wydostających się mimochodem przez okna i drzwi restauracji. Mamy ochotę westchnąć w rozmarzeniu, ale czar nie trwa wiecznie, bo w końcu Allen zaczyna snuć swą opowieść.
Poznajemy świeżo poślubioną młodą, nieśmiałą i zahukaną włoską parę, która przybywa do Rzymu, aby chłopak rozwinął swą karierę pod rodzinnymi skrzydłami, a dziewczyna zdobyła poparcie i sympatię krewnych męża. Allen jednak nie byłby sobą, gdyby nie dał prztyczka w nos ich poukładanemu cnotliwemu pożyciu. Wprowadza więc odrobinę chaosu w postaci ślicznej prostytutki i podstarzałego filmowego amanta. Nie będę się rozwlekać nad każdą z opowieści z osobna. Zdradzę jeszcze tylko, że wmieszani zostaniemy w pewien trójkąt miłosny, w którym wygodna codzienność stanie w szranki z tym, co nieznane i intrygujące. Wraz z Roberto Benignim poznamy na czym polega fenomen celebrytów, a sam Woody Allen, jako wariacja na temat swej własnej osoby, poprowadzi nas przez historię śpiewaka prysznicowego.
Wszystko to nieco naiwne i kiczowate, i nawet świetni aktorzy nie ratują ogólnego odbioru tego filmu. Momentami powiewa nudą i zadajemy sobie pytanie "po co?". Obejrzałam już naprawdę wiele obrazów Allena i ten pod względem fabularnym był po prostu średni. Może się czepiam, ale co przesiedziałam żałując wydanych pieniędzy, to moje. Nie da się jednak ukryć, że za rok pewnie znowu zawierzę Woody'emu i nie ominie mnie kolejna filmowa podróż do jego obleczonego w cyniczne poczucie humoru świata.
3.5/6
Nie przepadam za jego filmami. Ostatnio oglądałam Hannah i jej siostry i myślałam, że usnę z nudów ale z kolej Vicky Cristina Barcelona bardzo mi się podobał wiec może i na Zakochanych w Rzymie się skuszę ale jak na razie czytałam same niepochlebne recenzje.
OdpowiedzUsuńJa właśnie czytałam większość pochlebnych i to mnie skusiło. Prędzej polecałabym Ci "O północy w Paryżu", bo w tym wypadku naprawdę warto.
UsuńJa lubię Allena. Co prawda na te ostatnie jego filmy patrzę z lekkim przymrużeniem oka - jakoś tak za często pojawiają się billboardy reklamujące "nowy, najlepszy w historii i najzabawniejszy film mistrza komedii". Ale muszę przyznać, że mimo wszystko i te nowe wycieczki po europejskich miastach czasami okazują się zaskakująco dobre - bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie "O północy w Paryżu". Teraz do kina się nie wybiorę, ale jak już nowy film będzie dostępny na DVD to się też na pewno skuszę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że spokojnie możesz poczekać na DVD, z tym filmem nie ma pośpiechu :)
UsuńJa teraz poluję na obejrzenie O północy w Paryżu. Allena lubię wybiórczo, ale filmy z miastami są fajne:) Podobno teraz ma kręcić kolejny w moim Krakowie, gdzieś taką plotkę słyszałam, prawdziwa?
OdpowiedzUsuńCzytałam, że Kraków chciałby, żeby Allen kręcił "u nas", ale podobno wymaga to ogromnego nakładu pienieżnego ze strony miasta bądź sponsorów. Ale trzymam kciuki, bo Kraków to piękne miasto :)
UsuńI do mnie taka wiadomość dotarła. Również trzymam kciuki, bo ciekawi mnie bardzo jaką historię dla Krakowa wymyśliłby Allen :)
UsuńJa już po nim, i mnie podobał się trochę bardziej... może dlatego, że to pierwsza komedia Allena z jaką miałem styczność, nie wiem, ale ja nie żałowałem, że na film poszedłem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Rzeczywiście może dlatego, że pierwsza, chociaż nie wątpię też, że film znajdzie swoich zwolenników :)
UsuńMi się podobał, ale: historia Jacka i Moniki była dla mnie niestrawna - nużąca i powtarzająca do znudzenia motyw znany chociażby z "Życie i cała reszta", film był troche za długi, w pewnym momencie akcja siadła. Plusy za: muzykę, Penelope Cruz i Roberto Benigniego. Nie tak dobry jak "O północy w Paryżu" ale dobrze się bawiłam.
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką Allena - jego filmy mają swój klimat, ale mnie on nie powala.
OdpowiedzUsuńFanką W.A nie jestem. Jest parę jego filmów, które obejrzałam z przyjemnością, jednak generalnie za nim nie przepadam. Kiedyś bardzo namawiano mnie na V.C.Barcelona. Nie powiem, aby mi się nie podobało, ale do zachwytów daleko. Rok temu uległam perswazjom na temat Paryża i wyszłam zakochana w filmie, a płytka niemal już mi się zdarła od ciągłego doń powracania. Na Rzym poszłam więc bez żadnych namów. Kocham Rzym, a po Paryżu wydawało mi się, że Alen nieco zmienił styl na jak jak to nazywał nieco mniej alenowski. Niestety- dla mnie niestety (dla wielbicieli pewne stety) ten film jest zdecydowanie w stylu W.A, a to znaczy, że mnie nie przypadł do gustu. Raz po raz zerkałam na zegarek. Z kina nie wyszłam, ale żałowałam czasu, jaki nań przeznaczyłam. Zgadzam się-piękne widoki miasta (bajka), dobrzy aktorzy i niezła muzyka ale historia opowiedziana przez W.A. rozczarowała mnie. Wydaje mi się taka powtarzalna, a przez to nudna.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Nic nowego tym filmem nie pokazał, a tam gdzie próbował wrzucić coś oryginalnego wychodziła jakaś niestrawna groteska.
UsuńZ ostatnich filmow WA lubie tylko "Vicky Cristina Barcelona", a wczesniej i potem dlugo nic.
OdpowiedzUsuńciekawa notka, dobrze wiedziec, ze moge spokojnie poczekac na ten film w telewizyjnych premierach i nie pchac sie w kolejce w kinie:)
Możesz poczekać, niczego nie stracisz :)
UsuńJa tam lubię Allena i obojętnie, jaki film i o czym nakręci, i tak obejrzę. Mnie się jego Rzym podobał, pewnie dlatego, że odwiedziłam to miasto w tym roku, byłam więc rada, że znów je widzę :)
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię kiczowatość opowieści Allena :D
OdpowiedzUsuńNowy wygląd bloga ? :D Całkiem miły dla oka !
Pozdrawiam
Tak, wygląd nowy, jak na razie eksperymentalny. Wciąż staram się wymyślić coś ciekawego :)
UsuńNo właśnie, ja w porywie tego wakacyjnego szału także musiałam wybrać się do kina na nowy film Allena. I mam dokładnie takie same odczucia jak Ty. Nawet gwiazdorska obsada nie ratuje fabuły, która jest nudna jak flaki z olejem, a do tego dość chaotyczna. Rozśmieszyło mnie tylko kilka scen, w tym jedna z ojcem śpiewającym pod prysznicem:) "O północy w Paryżu" muszę uznać za film pierwszorzędny, natomiast "Zakochani w Rzymie" są dla mnie dość marną produkcją.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie mialem okazji obejrzec tego filmu, ale na pewno to uczynie w najblizszym czasie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O widzę zmiany :) Super! :)
OdpowiedzUsuńZa filmami Allena nie przepadam. Jedynie film "Vicky Cristina Barcelona" mnie urzekł. A rola Penelope Cruz sprawiła, że zmieniłam o niej zdanie - na lepsze :)
A tu mnie zaskoczyłaś... Myślałam, że film będzie zdecydowanie lepszy. Szkoda, ale dzięki za cynk:)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że opinię napisałaś rzetelną i przede wszystkim ciekawą. Pomimo niezbyt pochlebnej ocenie "dzieła" Allena, to czytało mi się dobrze. Jeżeli chodzi o sam film, to nie miałam jeszcze okazji się z nim zapoznać. Mimo wszystko, gdy nadejdzie taka okazja, postaram się znaleźć więcej pozytywów, o ile się da ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o książkę Lesley Lokko, to nie jest ona tylko na wakacje. Choć znaczna część fabuły dzieje się latem, miło jest podczas chłodnych, jesiennych lub zimowych wieczorów przenieść się do ciepłych miejsc. Sama przeczytałam ją niedawno, w chłodne wieczory, więc wiem co mówię. ;) Znacznie lepszy klimat i niż podczas wakacji, ale jak kto woli. Książkę polecam.
Po książki o takiej lekkiej letniej tematyce sięgam raczej wakacyjną porą. Jesienią i zimą zwykle mam ochotę na inną literaturę, ale w zasadzie masz rację. Czasem rzeczywiście lepiej przenieść się w ciepłe zakątki, kiedy za oknem szaro i buro, od razu człowiekowi lepiej :)
UsuńDobrze, że przeczytałam Twoją recenzję, bo się wybierałam:)
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo lubiłam jego filmy, ale teraz muszę z bólem serca niestety przyznać, że Woody Allen się psuje;> Tak czy siak z sentymentu obejrzę. Ale nie w kinie;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Allena i oglądnęłam prawie wszystkie jego filmy. Nie wszystkie zachwycają, niektóre są tylko poprawne, ale żaden mnie jeszcze specjalnie nie rozczarował.
OdpowiedzUsuń"Zakochani w Rzymie" niestety należą do tych poprawnych obrazów, które są wspaniałą widokówką z Wiecznego Miasta, opowiadają jakąś tam historię, momentami śmieszą, momentami rozczulają, ale jednak pozostawiają niedosyt.
Oglądałam oczywiście lepsze, wręcz wspaniałe filmy Allena - jak genialne "Annie Hall", "Whatever works" "Wszystko gra", "Sen Kasandry", "O północy w Paryżu", "Życie i cała reszta". Oglądałam te bardzo dobre - "Klątwa skorpiona", "Scoop", "Jej wysokość Afrodyta", "Poznasz przystojnego bruneta", "Vicky, Christina, Barcelona" - oraz te poprawne - "Wszyscy mówią kocham cię", "Melinda i Melinda" oraz "Manhattan" (do trzeciej kategorii dołączył teraz najnowszy film o Rzymie).
Jednakże moje zainteresowanie filmami Woody'ego wcale nie słabnie, jestem ciekawa co jeszcze zaprezentuje nam reżyser, zwłaszcza, że żadnemu z jego filmów nie można odmówić niepowtarzalnej historii, nowatorskiego ujęcia tematu i bardzo dobrego wykonania - nie wspominając już o genialnej muzyce oraz doskonałych zdjęciach.
A "Zakochanym w Rzymie", jak każdemu filmowi obejrzanemu w kinie, dam jeszcze jedną szansę i przetrawię go w zaciszu domowym. Może jakoś zmieni to mój punkt widzenia?
Nigdy nie wiadomo czego się można po Allenie spodziewać. W zeszłym roku nas zachwycił, w tym, tak jak piszesz, było jedynie poprawnie. Tak to już z nim jest i zdążył mnie do tej swojej sinusoidy przyzwyczaić, a na każdy jego kolejny film i tak się skuszę, bo po prostu go lubię.
Usuń"Zakochanym w Rzymie" już jednak szansy nie dam. Wystarczy mi jeden spędzony na tym filmie wieczór :). A tymczasem czekam na dalsze propozycje reżysera.
Raczej nie dla mnie. Może w przyszłości ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze żadne filmu tego reżysera nie oglądałam. Zawsze sobie obiecuję, że to zrobię, ale nic z tego nie wychodzi:p
OdpowiedzUsuńNie przepadam za filmami Allena. Jakieś takie przereklamowane są...
OdpowiedzUsuńWoody'ego Allena znam z dwóch czy trzech filmów i nie zrobiły na mnie jakiegoś porażającego wrażenia, ale też nie były złe. Ot, produkcje do obejrzenia na jeden raz. "Zakochanych w Rzymie" pewnie obejrzę, chociażby dla cudownej rzymskiej scenerii :) Ale kolejny trójkącik miłosny w kolejnym filmie? To już lekka schematyczność...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
te ostatnie jego filmy są kiepskie ... tego nie ogladałam i jakoś nie mam ochoty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agga
Chyba jestem jedną z niewielu, która nie czuje Wody Allena. Ani filmowo, ani książkowo. Taki mam feler :-)
OdpowiedzUsuńSporo osób pisze, że ten film jest słaby. Oczywiście i tak go obejrzę (uwielbiam Woodiego), ale szkoda, że tak wyczekiwany film zawodzi.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne odczucia po tym filmie, "po co?". Za rok myślę, ze na Allena już się nie wybiorę ;)
OdpowiedzUsuń