Tytuł: Wilk z Wall Street (The Woolf of Wall Street)
Reż.: Martin Scorsese
Produkcja: USA
Premiera: 3 stycznia 2014
Gatunek: biograficzny, komedia kryminalna
Czas trwania: 2 godz. 59 min.
Pieniądze szczęścia nie dają? Powiedzcie to Jordanowi Belfortowi - głównemu bohaterowi Wilka,
który bez wahania zamienia swoje spokojne poukładane życie z wierną
małżonką u boku na jedną wielką orgię, stanowiącą mieszaninę milionów
dolarów, seksu i narkotyków. Jemu kasa zdecydowanie szczęście
przyniosła. Dzięki niej stał się królem życia, życia, które sam sobie
wybrał, które wprawdzie wyprało go z wszelkich uczuć, ale jakże ożywiło
szarą dotąd codzienność. Zacznijmy jednak od początku.
Lata
80-te ubiegłego wieku. Młody Jordan zdał właśnie egzamin maklerski,
rozpoczął swą pierwszą, obiecującą pracę. Oczy rozbłysły mu
perspektywami, na jakie liczył w tak przyszłościowym zawodzie. Nagle
jednak przyszedł krach, ten giełdowy, i zmiótł marzenia początkującego
maklera pod dywan. Podłamany Belfort postanowił jednak wziąć sprawy we
własne ręce. Znalazł pracę w podrzędnej firemce, sprzedającej akcje
małych, nic nieznaczących spółek i tam właśnie wpadł na genialny, choć
niezbyt uczciwy pomysł. Wraz ze zgrają podejrzanych typów otworzył
biznes, polegający na, co tu dużo mówić, wciskaniu ludziom kitu.
Martin
Scorsese szybko wrzuca nas w wir wydarzeń, wszystko dzieje się
błyskawicznie, czasami wręcz nie nadążamy za tempem, w którym Belfort
popija kolejnego drinka, podrywa kolejną modelkę, wciąga kolejną kreskę
kokainy. Chełpi się swoim bogactwem, z dumą spogląda na otaczający go
świat, by nagle w narkotycznym upojeniu czołgać się po ziemi, robiąc z
siebie kompletnego idiotę.
DiCaprio
jak zwykle stanął jednak na wysokości zadania. Spisał się zarówno jako
niewzruszony milioner, jak i ogłupiony nadmierną ilością substancji
pobudzających narkoman, za co zdecydowanie, po raz kolejny, należą mu
się brawa. Spisali się również jego koledzy po fachu, w tym chociażby,
słynący jak dotąd z ról w niezbyt błyskotliwych komediach Jonah Hill,
czy Matthew McConaughey, grający w tym filmie jakże zapadający w pamięć
epizod.
Opowieści
o tym, jak człowiek stacza się na dno ze szczytu pełnego sukcesów i
pieniędzy jest wiele. Ta nie należy jednak do tych banalnych,
powielanych niejednokrotnie na kinowych ekranach. Scorsese tchnął w nią
ducha swoich najlepszych produkcji, sprawiając, że Wilk z Wall Street
to nietuzinkowy obraz, który śmieszy, oburza i prowokuje. Ciekawi fakt,
że została w nim użyta największa ilość przekleństw w historii kina,
choć oglądając go każde fuck wplecione w dialogi wydaje się oczywiste.
Film
trwa bagatela trzy godziny. Być może nie wszystkie końcowe sceny były
konieczne, by nadać tej produkcji kształt, jaki był zamierzeniem
reżysera, ale ja się nie czepiam. Gdzie mi, marnej płotce do mistrza
Scorsese? Po raz kolejny chylę czoła, być może nie rzucona tym filmem na
kolana, ale tak lekko zgięta w pół.
5/6
Wilk z Wall Street otrzymał nominację do nagrody Złote Globy
w kategorii "najlepsza komedia lub musical", Leonardo DiCaprio zgarnął
nagrodę za główną rolę męską. Poza tym obraz nominowany jest także do
Oscara w kategorii "najlepszy film roku" i kilku innych.
Trochę mnie przeraża 3 godzinny seans (gdzie ja znajdę tyle wolnego czasu?:P) ale bardzo chciałąbym obejrzeć ten film przed rozdaniem Oscarów.
OdpowiedzUsuńLubię filmy z DiCaprio także i ten będę musiała zobaczyć. A o tym rekordzie w liczbie przekleństw też już gdzieś czytałam ;)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie! Choć podziwiam i lubię zarówno Scorsese jak i DiCaprio, tak trailer filmu jakoś do mnie nie przemówił. Zmieniam zdanie!
OdpowiedzUsuńBardzo długo trwa ten seans. Nie wiem, czy bym dała radę wytrzymać tyle czasu w kinie ;) Niemniej jednak grę aktorską DiCaprio bardzo polubiłam od czasów jego udziału w Titanicu, dlatego z przyjemnością poznam powyższą produkcje.
OdpowiedzUsuńNigdy nie szalałam na punkcie DiCaprio, jako facet jakoś średnio mi się podoba. Nie zmienia to faktu że jest naprawdę znakomitym aktorem, chyba nie widziałam jeszcze filmu w którym by się nie sprawdził i choćby dla niego planuję przetrwać ten długi seans :-)
OdpowiedzUsuńOpisałaś w taki sposób, że mam ochotę wyjść z pracy prosto do kina:) Końcówka recenzji genialna;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tego filmu. Muszę oglądnąć :)
OdpowiedzUsuńPlanuje obejrzeć ten film. Ciekawe, co ja będę myslała po seansie, bo spotykam się ze skrajnymi opiniami.
OdpowiedzUsuńNiedawno widziałam zwiastun ,,Wilka..." stworzony przez fana, który skleił ponoć wszystkie sceny, w których pojawiło się słowo ,,fuck". Faktycznie trochę tego tam było... ;) Filmu jeszcze nie widziałam, ale mam w planach.
OdpowiedzUsuńWszyscy potwierdzają, że film jest za długi, ale wybaczyć to można by oglądać dłużej w akcje Leo ;-)
OdpowiedzUsuńWidziałam film :) Lubię takiego Leo i mam wrażenie, że to nie jest szczyt jego możliwości. Dajcie mu rolę, a pokaże, co potrafi.
OdpowiedzUsuńFilm niesmaczny. szkoda pieniędzy na bilet.
OdpowiedzUsuńOglądałam i stwierdziłam, że jakby go o połowę skrócić, to wyszedłby o wiele lepszy. Przekleństwa zniesmaczyły mnie, niektóre scenki były strasznie naciągane, trochę się przy ich oglądaniu męczyłam. Historia tego faceta jest jednak ciekawa i warto się z nią zapoznać. Coś mądrego można tu znaleźć...na szczęście.
OdpowiedzUsuńZ pewnością obejrzę ten film :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Przyznam, że jeszcze nie miałam czasu żeby obejrzeć, ale mam na niego ochotę
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Ale u ciebie filmowo ostatnio. :) Nie dziwię się, tyle ciekawych nowości w kinach, aż chce się oglądać i pisać. Na "Wilka..." jednak się nie wybrałam i raczej tego nie zrobię, bo historie o tego rodzaju Jordanach Belfortach niezbyt mnie interesują.
OdpowiedzUsuńŚwietny początek wpisu! Dobrze się to czytało.
Obejrzę dla Leo :)
OdpowiedzUsuńW związku z tym, że obserwujesz mojego bloga K JAK KSIĄŻKA http://kjakksiazka.blogspot.com chciałam Cie poinformować, że przeniosłam się na adres
OdpowiedzUsuńhttp://peronczwarty.blogspot.com
Będzie mi ogromnie miło, jeśli będziesz nadal zaglądać do mnie i mnie obserwować, nie chciałabym stracić czytelników. Pozdrawiam serdecznie
Oj, biedny Leo. Znowu Oscar przeszedł koło nosa, a przecież grał w dwóch kasowych filmach.
OdpowiedzUsuńRadosnego przeżywania świąt wielkanocnych, czyli szczęśliwego Alleluja!
OdpowiedzUsuń