sobota, 30 listopada 2013

Męskie kino babskim okiem






Tytuł: Wyścig (Rush)
Reż.: Ron Howard
Produkcja: Niemcy, USA, Wielka Brytania
Premiera: 8 listopada 2013
Gatunek: biograficzny, dramat, sportowy
Czas trwania: 2 godz. 3min.







Wciąż mam przed oczami jedną z ostatnich scen filmu. Zalany deszczem tor wyścigowy, krople z impetem odbijające się o jego podłoże, czarne chmury wiszące nisko nad barwnymi parasolami osłaniającymi samochody, kolory przygaszone lekko szarością posępnej pogody. Śmierć wisi w powietrzu, wbija nas głębiej w fotel, rodzi niepokój i sprawia, że w napięciu czekamy na nieuniknione zielone światło, które tym razem nie wróży niczego dobrego. Auta ruszają. Zamieramy. 

Nigdy nie interesowałam się zawodami Formuły 1, nazwiska Laudy i Hunta były mi obce. Nieznana była mi również ich zażarta rywalizacja, odbywająca się na przestrzeni kilku lat. Dzieliło ich wszystko. Brytyjczyk James Hunt był lekkoduchem i hulaką, wiecznym imprezowiczem, żyjącym chwilą. Austriak Niki Lauda z kolei, kalkulował wszystko na zimno, był inteligentny, wyrachowany i z uporem maniaka dążył do wyznaczonych sobie celów. Wśród wielu różnic, które poprowadziły ich do wzajemnej niechęci było jednak coś, co sprawiało, że chowały się one na dalszy plan, łączyła ich bowiem szybkość na torze i ogromna chęć zwycięstwa.


Reżyser nie naznacza tego filmu własnym stylem, on opowiada historię. Ukazując nam inność głównych bohaterów, wyłuskując ogrom dzielących ich cech i tak znacząco zróżnicowany tryb życia, pokazuje, że wcale nie trzeba mieć podobnych ideałów, aby dążyć do wspólnego celu. Rywalizacja między tą dwójką jest od samego początku napięta. Porażki przeplatają się z wygranymi, wygrane zakropione są bąbelkami szampana, ale i stresem oraz ryzykiem, jakie wiążą się w nieunikniony sposób z zawodem kierowcy rajdowego. Oni obaj znają ten sport, znają zagrożenie, a wsiadając do swojej maszyny, którą Hunt niejednokrotnie określa mianem trumny, zdają sobie sprawę z tego, że może to być ich ostatni wyścig. Naciskając pedał gazu wiedzą, że istnieje dwudziestoprocentowe prawdopodobieństwo śmiertelnego wypadku, o czym fachowo przypomina nam Lauda.

Historia ta od samego początku zaskarbia sobie pełnię naszej uwagi. Lauda i Hunt poznają się na naszych oczach, widzimy jak po raz pierwszy rzucają sobie wrogie spojrzenia, podglądamy z czego wyrasta zasiane głęboko ziarno rywalizacji i niechęci. Wspinają się razem przez wszystkie szczeble kariery rajdowca, osiągając wreszcie upragniony sukces - zagrzewając sobie miejsce w najlepszych autach Formuły 1.


Nie jest to temat, który przyciąga do kin rzesze zaciekawionych widzów, a szkoda, bo to jeden z lepszych filmów, jakie miałam okazję w tym roku zobaczyć. Nie trzeba być znawcą Formuły 1. Na moim przykładzie widać, że nie trzeba się nią nawet interesować, aby uznać ten obraz za fascynujący i dać się porwać mruczącym silnikom, piskom opon, wzmagającemu się napięciu i coraz to zawrotniejszej prędkości.

Zachwyciły mnie sceny wyścigów, w których niemałą rolę odegrał świetny montaż, garść wspaniałych efektów specjalnych i zdjęcia, które na długo pozostaną w mojej pamięci. Formuła 1, jak się przekonałam, to nie tylko szybkie auta i przystojni mężczyźni, to również wola walki zagnieżdżona ciasno pod kaskami rajdowców, to ich nerwy, chęć zwycięstwa, adrenalina popychająca ku ryzykowaniu własnego życia, ale i cała otoczka, mająca miejsce gdzieś poza polem widzenia przeciętnego obserwatora.

Pomimo tytułu posta i ogólnej tematyki filmu, nie wsadzałabym go do szuflady z napisem męskie kino, choć taka klasyfikacja z pewnością nie byłaby mylna. Do obejrzenia zachęcam wszystkich, bez względu na płeć. Zdecydowanie warto.

5/6

czwartek, 28 listopada 2013

Don't worry, be happy







Tytuł: Poradnik pozytywnego myślenia
Autor: Matthew Quick
Wyd.: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 380







Książki nierzadko zyskują sławę, dzięki popularności filmów, które zostały na ich podstawie stworzone. Reżyserzy widzą w danej historii potencjał, czasami odrobinę ją zmieniają, spłycają przekaz, skracają wątki lub nadają jej inny ton. I właśnie wtedy, kiedy dane dzieło wchodzi do kin i na dodatek interesuje się nim sama Akademia, przyznająca corocznie najbardziej prestiżowe nagrody filmowe na świecie, ludzie postanawiają sięgnąć po pierwowzór - powieść, która niezwłocznie zdobywa miejsce na chwalebnych półkach księgarnianych z napisem bestseller. Czy jednak książka, która cieszyć się może świetnym podłożem marketingowym i sprzedażą w wysokim nakładzie przez wzgląd na renomę nakręconego na jej podstawie filmu, to rzeczywiście dzieło, na które warto zwrócić uwagę?

Sama zazwyczaj zerkam na te półki z niekłamaną ciekawością, ale rzadko interesują mnie pozycje, które buchają stamtąd dumnie kolorowymi okładkami. Być może z przekory, być może dlatego, że nie odpowiadają mi gatunki powieści tam wystawianych, przechodzę wgłąb sklepu, gdzie znajduję zwykle to, co bardziej wpisuje się w mój gust. Czasami jednak ciekawość poskramia tę przekorę i na widok niektórych bestsellerów w moim oku pojawia się błysk. Skoro tyle osób zachwyca się tą książką, skoro powstał na jej podstawie tak dobrze przyjęty film, musi coś przecież być na rzeczy - myślę i powieść ląduje na innej półce, tym razem tej mojej, domowej.

Nie inaczej było i z debiutem amerykańskiego pisarza Matthew Quicka, który pozytywną okładką, pozytywnym tytułem i pozytywną ekranizacją zdobył serca wielu ludzi na całym świecie. Jak zatem ja zapatruję się na tę historię? Czy i mnie urzekła swym optymistycznym wydźwiękiem?

Pat, główny bohater powieści wyszedł właśnie z niedobrego miejsca, jak zwykł nazywać szpital psychiatryczny. Minęło około czterech lat, on sądzi, że było to zaledwie kilka miesięcy; zostawiła go żona, jemu wydaje się, że to tylko chwilowa rozłąka. Rzeczywistość miesza się z wytworami odurzonego lekami umysłu; umysłu, który wymazał z pamięci pewne ważne wątki z życia mężczyzny. Ciężko się odnaleźć i od nowa budować relacje z otoczeniem, kiedy nie wie się dokładnie, co sprowadziło życie na ten właśnie tor. Pat nie traci jednak humoru. Wierzy w to, że niedługo spotka się ze swoją ukochaną, którą oczaruje wyćwiczonym, wysportowanym ciałem i przeczytanymi lekturami, które jak dotąd omijał szerokim łukiem. Bo życie to przecież film, a każdy zawsze kończy się happy endem.

Narracja prowadzona jest z perspektywy Pata, który zdaje się patrzeć na otaczającą go rzeczywistość oczyma dziecka. Wplątani zostajemy ściśle w jego relacje z rodzicami: opiekuńczą matką, która jest w stanie poświęcić wiele dla dobra swego syna, oraz z ojcem, który trochę się go wstydzi, trochę go nie akceptuje i jedynym uczuciem, które względem niego wykazuje jest niechęć. Pojawia się i wreszcie postrzelona i równie poturbowana psychicznie Tiffany, która ma co do naszego bohatera pewien plan. Są oni jednak tak różni i jednocześnie tak do siebie podobni, że relacja ta jest od samego początku dosyć chaotyczna, co intryguje i sprawia, że z niecierpliwością czekamy na rozwój sytuacji.

Książkę tę czyta się błyskawicznie. Jest napisana prostym i przyjemnym językiem, a to spory jej plus. Sama historia mnie jednak nie oczarowała. Nie miała tego czegoś, nie była jakaś. Zamknęłam ostatnią jej stronę i niemal natychmiast zajęłam się czymś innym, nie poświęcając jej ani minuty więcej. Po pierwsze, jest ona dosyć przewidywalna, i choć sama w sobie nie jest typowym romansem, wątek uczuciowy poprowadzony został w sposób niezwykle sztampowy. Niektórzy zarzucają jej także, że zbyt wiele w niej futbolu, i choć rzeczywiście odgrywał on tutaj znaczną rolę, mnie to jednak nie przeszkadzało. Ogólnie nie żałuję czasu, który z tą powieścią spędziłam, nie rozumiem jednak zachwytu nad nią i nakręconym na jej podstawie filmem. Było miło, było sympatycznie, było pozytywnie, ale daleko mi do ochów i achów na jej temat. Czy ją polecam? Cóż, myślę, że warto wyrobić sobie na jej temat własne zdanie, więc jak najbardziej.

4,5/6

środa, 20 listopada 2013

TOP 10: Książki, które chcielibyśmy otrzymać w prezencie

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu. Więcej szczegółów na temat rankingów TOP 10 znajdziecie na blogu Kreatywa.

Już dawno nie było u mnie żadnej tego typu listy, ale korzystając z okazji (czyt. zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia), chciałabym się przypomnieć Szanownym Mikołajom ze swoimi tegorocznymi życzeniami :). Oprócz książek zaprezentowanych poniżej wciąż ważne jest również zeszłoroczne TOP 10 (wyjątkiem są książki: Walka kotów oraz Tyrmandowie. Romans amerykański, które już leżą na moich półkach).



1. BIBLIOGRAFIA - ALICE MUNRO

 Czytałam o jej książkach już wielokrotnie na innych blogach i chętnie poznałabym w końcu prozę tegorocznej Noblistki, którą wszyscy tak się zachwycają.




2.  BIBLIOGRAFIA - LEOPOLD TYRMAND

Nie wiem, jak mogłam dopuścić do tego, że nie czytałam jeszcze żadnej jego książki. Trzeba to koniecznie zmienić. Natychmiast!




3. MIĘDZY NAMI DOBRZE JEST - DOROTA MASŁOWSKA

Mam słabość do tej pisarki i wcale tego nie ukrywam, chętnie więc zapoznam się z jej dramatem, który cieszy się sporą popularnością na deskach teatrów.

 


4. SZKLANY KLOSZ - SYLVIA PLATH

Od dawna chciałam poznać twórczość tej kontrowersyjnej autorki i wyrobić sobie na temat jej pisarstwa własne zdanie. Na tę książkę mam największą ochotę.




5. MĄDRE DZIECI - ANGELA CARTER

Opowieść o dwóch szalonych... 70-latkach. Jak można by było się oprzeć?




6. BIBLIOGRAFIA - MARGARET ATWOOD

Świetna, nagradzana i chwalona przez wszystkich pisarka, mi jeszcze nie znana. Chciałabym w końcu coś z tym zrobić.




7. MORZE - JOHN BANVILLE

Czar wspomnień, który zasłużył na nagrodę Bookera. Chętnie się z nim zapoznam.




8. BIBLIOGRAFIA - ISABEL ALLENDE

Uwielbiam literaturę latynoamerykańską, jej klimat i niezwykłe opowieści, które wychodzą z umysłów tamtejszych twórców. Jak dotąd dane mi było poznać jedynie pisarzy z tego regionu. Chętnie przeczytam zatem, co do zaproponowania ma tym razem pisarka.




9. KSIĄŻKA TWARZY - MAREK BIEŃCZYK

Zeszłoroczny zdobywca nagrody Nike, którego jestem ogromnie ciekawa.




10. ŻONA PODRÓŻNIKA W CZASIE - AUDREY NIFFENEGGER

Książka wymieniona przez BBC wśród setki, którą każdy powinien przeczytać przed śmiercią. Ja tam wcale nie zamierzam się wzbraniać.



Teraz widzę, że u mnie w tym roku przeważają powieści napisane przez kobiety. A Wy? Jakie książki chcielibyście zobaczyć w worku św. Mikołaja?

niedziela, 17 listopada 2013

Kiedy wyobraźnia jest jedynym oknem na świat






Tytuł: Imagine
Reż.: Andrzej Jakimowski
Produkcja: Francja, Polska, Portugalia, Wielka Brytania
Premiera: 12 kwietnia 2013
Gatunek: dramat, komedia
Czas trwania: 1 godz. 45 minut





Andrzej Jakimowski jest dla mnie jednym z najlepszych współczesnych polskich reżyserów, nie ukrywam zatem, że spodziewałam się po tym filmie mistrzowskiego seansu, który dotrze do samej głębi mojej kory mózgowej. Wcześniejsze produkcje, które wyszły spod jego pieczy, szczerze mnie oczarowały, pozostawiając w mojej głowie plątaninę przeróżnych myśli. Genialne Zmruż oczy czy urzekające Sztuczki wprowadzają widza w bardzo specyficzny świat sztuki filmowej przez duże S, będąc jednocześnie produkcjami uważanymi za niszowe. My - Polacy nie jesteśmy raczej przyzwyczajeni do takich filmów. Multipleksy serwują nam zgoła inne dzieła. Nikogo to zresztą nie dziwi, kiedy do kina chadzamy najczęściej na amerykańskie superprodukcje. Warto jednak czasami wyjrzeć poza utarte schematy i wziąć pod uwagę film, obok którego w normalnych warunkach przeszlibyśmy obojętnie. Takie klimatyczne, płynące wolnym rytmem dzieło może być wspaniałą odskocznią od pędzącej niczym auto wyścigowe codzienności.


Pierwsze, co odurza w filmach Jakimowskiego, to zdjęcia. Nie inaczej jest i z Imagine, które już od pierwszych minut ujmuje nas pełnymi uroku sceneriami portugalskiego miasteczka. Jego progi przekraczamy wraz z głównym bohaterem, nowym nauczycielem w dosyć nietypowej szkole. Tutejsi uczniowie nie patrzą bowiem na świat oczyma przeciętnych ludzi, starają się go ujarzmić poprzez dźwięki, poprzez zakodowane w pamięci obrazy - są niewidomi. Ian ma za zadanie nauczyć ich orientacji przestrzeni, i jak się okazuje, nie dość, że stosuje serię dosyć kontrowersyjnych metod, sam również stracił wzrok. Lekcjom tym przygląda się Eva, ciekawa nietuzinkowego gościa, lecz niepogodzona ze swą niepełnosprawnością.
 
Jesteśmy świadkami przełamywania barier, nauki tego, jak żyć we własnym ciele, kiedy odmawia nam ono posłuszeństwa. Lekcje te nie są łatwe, uświadamiają nam jednak, że każda sytuacja, w której się znajdziemy, nawet ta najbardziej beznadziejna, rodzi wiele niespodziewanych i nieoczywistych możliwości. Dodatkowo reżyser i nam dosyć znacznie zawęża pole widzenia. Kiedy jesteśmy biernymi uczestnikami plenerowych zajęć Iana, nie widzimy, co jego uczniowie starają się opisać za pomocą dźwięków i własnych przypuszczeń. Możemy jedynie wytężyć słuch, aby odgadnąć, czy ich spostrzeżenia są celne, a następnie dostrzec, jaką sztuką jest tak niestandardowe odkrywanie świata.
 
 
Życie niewidomych nie jest łatwe i dzieło to pokazuje nam być może dosyć jasny i barwny obrazek z ich codzienności, odkrywa też jednak i tę drugą stronę, po której nie każdy potrafi odważyć się iść o krok dalej, po której, próbując i ryzykując, nabijamy sobie kolejne guzy. Uświadamia nam również, że czasami oczyma wyobraźni zobaczyć można znacznie więcej, niż mogłoby nam się wydawać, że osoba, która mocno chce, prawdopodobnie kilka razy się potknie, ale w końcu dopnie swego. Wszystko to podszyte jest delikatnym humorem, cienką nitką dramatu, a także garścią magii i metafizyki, a mieszanka ta unosi się gdzieś w powietrzu i snuje wokół głównej historii, tworząc w całej tej prostocie obraz wspaniale niebanalny.

5/6

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...