Tytuł: Rzymskie wakacje
Reż.: William Wyler
Produkcja: USA
Premiera: 27 sierpnia 1953
Gatunek: komedia romantyczna
Czas trwania: 1 godz. 5 min.
Komedia romantyczna to dziś gatunek uwielbiany, hołubiony przez amerykańskie kino i jego odbiorców, wybierających się chętnie na kolejne produkcje z miłością i gwarantowanym happy endem w tle. Większość z nich tworzona jest niestety na jedno kopyto. Jeden film przypomina kolejny i czasami już po pierwszej scenie wiemy, jak skończy się całość. Że przyjemne i lekkie to kino - ja wcale nie wątpię. Że odmóżdża i nastraja pozytywnie - zapewne. Czy jednak niesie ze sobą jakieś przesłanie, czy jest to obraz, do którego chciałoby się wrócić, dzieło, które daje do myślenia i które postrzega się przez pryzmat dobrego kina? Rzadko. Nie wspomnę już nawet o naszych rodzimych komediach (vide Ciacho), które wręcz uwłaczają polskim gustom.
Miewam czasami ochotę na stare, czarno-białe kino z gwiazdami, którymi zachwycali się nasi dziadkowie, ze strojami i scenami, które wzbudzają nostalgię za tym, co minione, a nieznane. To właśnie ona w połączeniu z finałem wakacji przegnała mnie całe sześćdziesiąt lat wstecz i usadowiła przed tym uroczym filmem i równie uroczą kreacją Audrey. Zapraszam więc na przejażdżkę skuterem po ruchliwych ulicach Rzymu, na spacer jego zakamarkami, odpoczynek na Hiszpańskich Schodach i widok Fontanny di Trevi, majaczącej gdzieś w oddali. Lata 50-te w Wiecznym Mieście zdają się posiadać więcej gracji niż teraźniejszość, widziana chociażby oczyma Woody'ego Allena (klik). Choć może to wszystko zasługa pani Hepburn, kto wie. Takich komedii romantycznych już dziś w każdym razie nie uświadczymy.
Księżniczka Anna udaje się w delegację do różnych krajów Europy. Kiedy dociera do Rzymu coś w niej pęka i obarczona mnóstwem obowiązków monarchini, pragnie wytchnienia na gwarnych i wesołych włoskich ulicach. Wpada w histerię, którą tłumi zastrzyk z lekiem uspokajającym zaaplikowany przez dworskiego lekarza. Zanim jednak księżniczka odda się objęciom Morfeusza, ucieka z pałacu, by jako zwykła dziewczyna włóczyć się po ciekawych zakątkach miasta. Kiedy zasypia na ławce, na pomoc, choć trochę do tego przymuszony, przychodzi jej pewien mężczyzna, dziennikarz. Wkrótce odkrywa kim jest majacząca kobieta i pragnie przeprowadzić z nią wywiad, nie ujawniając swoich prawdziwych intencji i faktu, że zna jej tożsamość.
Cudna Audrey, która zresztą zgarnęła za tę rolę Oscara, jest prawdziwą ozdobą tego filmu. Nie wiem, czy inna aktorka potrafiłaby zagrać tak wyrazistą i zarazem pełną uroku postać. Gregory Peck stanowi tu jedynie jej całkiem ciekawe tło, ale w klimat Rzymu również wpasował się świetnie. Piękne zdjęcia miasta, których tu zdecydowanie nie brakuje, sprawiają, że wplątani zostajemy w iście wakacyjną i magiczną historię.
Jest wesoło, jest romantycznie, jest śmiesznie, bywa poważnie, a wzruszające zakończenie, którego nie mamy prawa się spodziewać dodaje temu filmowi smaku i wyrafinowania. Nie każda bajka musi kończyć się hasłem "żyli długo i szczęśliwie" i bardzo podoba mi się fakt, że William Wyler z tej opcji skorzystał.
I jak? Macie ochotę na podróż do Wiecznego Miasta? Zdecydowanie zachęcam.
5/6