niedziela, 29 grudnia 2013

Biegnę, więc jestem







Tytuł: O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu
Autor: Haruki Murakami
Wyd.: Muza
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 192







Już na wstępie zaznaczę, że niniejszy wpis będzie nie tylko próbą recenzji książki Murakamiego, ale i moimi subiektywnymi przemyśleniami na temat biegania. Od kiedy zaczęłam i wciągnęłam się w ten sport, widząc jednocześnie zmiany jakie we mnie od tamtego czasu zaszły, mam nieodpartą chęć stale o nim mówić, dzielić się ze wszystkimi swoimi wrażeniami, wychwalać i zachęcać aż do znudzenia, choć do profesjonalnego biegacza, czy maratończyka mi oczywiście daleko.

Murakami przeszedł tę drogę dobre kilkadziesiąt lat temu. Zaczynał jako młody mężczyzna, mając około trzydziestu lat. Dziś, przekroczywszy sześćdziesiątkę, wciąż cieszy się dobrą kondycją i choć być może ultramaroton nie jest już na jego siły, z powodzeniem radzi sobie ze standardową trasą 42 km i 195 m, które pokonuje raz do roku.

O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu to swego rodzaju pamiętnik, traktujący nie tylko o tym jak potoczyła się jego ścieżka biegacza, ale i o tym, jak rozpoczął karierę pisarza i w jaki sposób obie te pasje na siebie wpływały.

Zaczyna od opisu ulubionych miejsc, w których zazwyczaj biega i w tym momencie, wyobrażając sobie pokonywanie kolejnych kilometrów na słonecznej plaży przy falach oceanu rozbijających się o brzeg, po raz pierwszy mu zazdroszczę. Blokowisko do najciekawszych lokalizacji nie należy, co potwierdzi zresztą każdy biegający mieszczuch, ale swoje żale zostawiam na boku, bo i moje otoczenie od czasu do czasu zmienia się na nieco łaskawsze. 

Książka Murakamiego jest moim zdaniem całkiem ciekawą pozycją dla fanów jego pisarstwa, którzy ani myślą zabierać się za bieganie, ale również dla tych, którzy stale biegają lub pragną spróbować swoich sił w tym sporcie. Dla biegaczy nie interesujących się literaturą, szczególnie w jego wykonaniu, jest to raczej dzieło, które można pominąć. Sporo dygresji i stałe odchodzenie od głównego tematu trochę mi nie podeszło. Wolałam, żeby autor skupił się jednak na bieganiu. Najbardziej ciekawiły mnie fragmenty, kiedy opowiadał o pierwszym i kolejnych swoich maratonach, a także o ciężkiej próbie sił, jaką było dla niego przebiegnięcie 100 km. Dla mnie na dzień dzisiejszy nawet półmaraton brzmi nierealnie, ale mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.

Zaczęłam biegać pięć miesięcy temu. Postanowiłam, że mój pierwszy raz będzie decydujący i to właśnie po nim stwierdzę, czy mam zamiar kontynuować, czy też zarzucam ten pomysł na zawsze. Na drugi dzień zamawiałam już odpowiednie buty, na trzeci ruszyłam na kolejną wojnę z własnym lenistwem. Okazała się wygrana. Mój pierwszy bieg trwał 20 minut, był dla mnie ogromną męczarnią, czułam się jednak po nim świetnie i wiedziałam, że kolejne będą tylko lepsze. Mówiąc szczerze, nie zawsze jest kolorowo. Czasem nawet po kilku miesiącach regularnych treningów, ma się gorszy dzień i bieg nie sprawia tony radości, a stanowi wewnętrzną walkę z własną wytrzymałością i silną wolą.

Jeden z zimowych biegów, kiedy na śląskich chodnikach leżał jeszcze śnieg.


To, że bieganie poprawia kondycję, spala kalorie i sprawia, że nasza sylwetka zmienia się na lepsze wie każdy. Nie wszyscy chyba jednak zdają sobie sprawę z tego, jak duże są to zmiany i że nie dotyczą one jedynie ciała, ale i umysłu. Biegając regularnie, w zasadzie uprawiając regularnie jakikolwiek sport, jesteśmy po prostu szczęśliwsi. Lepiej się ze sobą czujemy, pokonujemy własne słabości, stajemy się lepsi, przynajmniej trochę. 

Nie będę was zachęcać do biegania, bo jak słusznie stwierdził w swej książce Murakami, nie ma to głębszego sensu. Do tej decyzji trzeba dorosnąć i co najważniejsze, trzeba ją podjąć samodzielnie.

Książka Murakamiego 4.5/6
Bieganie 6!/6


czwartek, 26 grudnia 2013

Powróćmy jak za dawnych lat w zaczarowany bajek świat






Tytuł: Kraina lodu (Frozen)
Reż.: Chris Buck, Jennifer Lee
Produkcja: USA
Premiera: 29 listopada 2013
Gatunek: animacja, familijny, przygodowy
Czas trwania: 1 godz. 48 min. 







Jeżeli brakuje wam w te święta śniegu, białego puchu spadającego z nieba i otulającego miękko ziemię; jeżeli chcielibyście zmarznąć w nos i poczuć w kościach, że najlepsza pora na Boże Narodzenie to przyjemnie tnąca mrozem zima, a pogoda za oknem sprzyja bardziej wiosennym spacerom niż lepieniu bałwana, zapraszam do kina na nową disneyowską animację, która zabierze was na chwilę do prawdziwej Krainy lodu.
 
 
Zawitajmy zatem w królestwie Arendelle i poznajmy historię dwóch sióstr - księżniczek. Jedna z nich ma być właśnie koronowana na prawowitą władczynię państwa, nikt jednak nie zna jej sekretu; sekretu, który mrozi krew w żyłach i przyprawia o dreszcze. Elza posiada magiczną moc, dzięki której potrafi okryć wszystko szronem i lodem. Nie mogąc jej w pełni kontrolować, za wszelką cenę stara się okiełznać ją w kontaktach z innymi, nie zawsze jej się to jednak udaje. Rozwścieczona nazbyt pochopnymi zaręczynami młodszej siostry Anny, zamienia całe królestwo w lodową krainę, a sama ucieka na najwyższą górę, aby spędzić tam resztę swoich dni i nikomu już nie zagrażać. Zrozpaczona księżniczka udaje się na poszukiwanie swej krewnej - królowej śniegu. Pragnie sprowadzić ją z powrotem do domu i sprawić, żeby tafle lodu, w jakie zmieniło się królestwo, odtajały i przywróciły mu utracone piękno.

W tym właśnie momencie wolno płynąca dotąd opowieść nabiera tempa. Szalony pościg, walka na śmierć i życie z czyhającymi po drodze niebezpieczeństwami i tony śniegu, okrywające świat bohaterów i nieułatwiające im zadania zachwycają i sprawiają, że na policzki wychodzi nam rumieniec. Od mrozu czy od nadmiaru wrażeń? Pewnie się domyślacie.


Kraina lodu, poza bajeczną animacją, jest również na poły całkiem niezłym musicalem. Trzeba się zatem przygotować na sporą dawkę ujmujących melodii i głównych bohaterów wyśpiewujących swe smutki czy radości. Nie czułam jednak przesytu, porcja muzyczna była na tyle wyważona, że nie przytłumiła całego obrazu, dodała mu jedynie smaku i sprawiła, że widz odbył podróż w przeszłość do czasów najlepszych animacji, wychodzących spod pieczy słynnej wytwórni Disneya. 

Nie jest to być może jedna z tych bajek, których głównym celem jest rozbawienie widza śmiesznymi dialogami, ale bałwanek Olaf i uroczy renifer nie raz skutecznie nas rozśmieszą. Popisali się również graficy, tworzący scenerie, zapierające dech w piersiach. I chociaż fanką zimy nie jestem, zachwyciłam się tamtejszą lodową krainą, tak piękną, że nie straszne mi były jej śniegi i mrozy. Ubierzcie się zatem ciepło i zapukajcie do oszronionych bram Arendelle. Czeka was za nimi iście mroźna przygoda.

5/6

Kraina lodu otrzymała nominację do nagrody Złote Globy 2014 w kategorii "najlepsza animacja".

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!





Już niedługo zajdzie słońce i na niebie pojawi się ta długo wyczekiwana pierwsza gwiazdka (a może i nawet gwiazdki, bo pogoda w tym roku wyjątkowo łaskawa). Z tej okazji życzę wam wszystkim, jak na blogerkę książkową przystało, wielu wspaniałych powieści pod choinką i niezwykle interesującego czytelniczo Nowego Roku! 

Jeżeli macie ochotę na dawkę świątecznej literatury, zachęcam do zapoznania się z zeszłoroczną recenzją cudownej Opowieści wigilijnej

Gdyby jednak bardziej interesowało was, co też ten magiczny czas ma nam do zaoferowania w kwestii filmów, zapraszam na Święta przed telewizorem



niedziela, 22 grudnia 2013

ZŁOTE GLOBY 2014 - NOMINACJE


Złote Globy to nagrody filmowe przyznawane co roku przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej. Nazywane są często wstępem do Oscarów i zazwyczaj możemy spodziewać się tego, że filmy, które tę nagrodę zdobędą, mają spore szanse zgarnąć również wyróżnienie słynnej Akademii. Kogo zatem nominowano w tym roku? Oto kategorie, które najbardziej mnie ciekawią:



NAJLEPSZY DRAMAT


Grawitacja
Tajemnica Filomeny
Wyścig (5/6)
Zniewolony. 12 Years a Slave 


NAJLEPSZA KOMEDIA LUB MUSICAL


American Hustle
Co jest grane, Davis?
Nebraska
Ona


NAJLEPSZY FILM ZAGRANICZNY


Kaze tachinu
Polowanie
Przeszłość
Wielkie piękno
Życie Adeli - Rozdział 1 i 2


NAJLEPSZY FILM ANIMOWANY


Kraina lodu (5/6)
Krudowie
Minionki rozrabiają 


NAJLEPSZY REŻYSER


Alfonso Cuaron (Grawitacja) 
Paul Greengrass (Kapitan Philips)
Steve McQueen (Zniewolony. 12 Years a Slave) 
Alexander Payne (Nebraska) 
David O. Russel (American Hustle) 


NAJLEPSZY SCENARIUSZ


Tajemnica Filomeny
Zniewolony. 12 Years a Slave
Ona
American Hustle
Nebraska


Poza kategoriami, które tu wymieniłam, przyznaje się również nagrody dla najlepszych aktorów i aktorek, zarówno w dramatach, jak i komediach, a filmy mogą zdobyć wyróżnienie za muzykę i najlepszą piosenkę. Do Złotych Globów nominowane są ponadto seriale i aktorzy w nich występujący. 

Jak podobają wam się tegoroczne propozycje? Widzieliście któreś z tych filmów? Ja mam za sobą póki co jedynie kilka z nich. Już niedługo na blogu pojawi się m.in. recenzja Krainy lodu oraz Kapitana Philipsa. Na razie przeczytać możecie moją opinię na temat filmu Wyścig.

niedziela, 8 grudnia 2013

Cudowne lata







Tytuł: Weiser Dawidek
Autor: Paweł Huelle
Wyd.: Znak
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 269







Gdańsk. Upalne, suche lato. Z zatoki, która niegdyś była głównym miejscem zabaw tutejszej młodzieży, odurzonej wolnym wakacyjnym czasem, zrobiła się obrzydliwa, śmierdząca zupa, pełna zdechłych ryb, ptaków, śmieci i brudów. Słoneczne, nieograniczone szkołą dni trzeba sobie tym razem zająć inaczej. Ale czy to rzeczywiście aż tak duże wyzwanie dla żądnych wrażeń dwunastolatków, którzy dadzą się wytargać za uszy i objąć karą niewychodzenia z domu, tylko po, aby przeżyć jedną z najbardziej nadzwyczajnych przygód swojego życia? Sami mieliście kiedyś z pewnością te naście lat i dwa miesiące nieokiełznanych harców na świeżym powietrzu w zanadrzu, znacie więc doskonale odpowiedź na to pytanie.

Choć za oknem pierwsze przymrozki, Huelle sprawia, że dogłębnie odczuwamy skwar, będący niemym tłem tej opowieści. Śledząc historię tajemniczego Dawidka, bardzo dokładnie wyobrażamy sobie gorący Gdańsk tamtych lat, kolorowe oranżady wypijane pospiesznie przed sklepem i pot spływający po plecach znużonych mieszkańców miasta: mężów, chadzających topić swe smutki w barze Liliput i żon, wieszających pranie na sznurkach przywiązanych do drzew przed blokiem.

Kim jednak jest tytułowy bohater książki? Otóż Dawid Weiser to dwunastoletni człowiek zagadka. Stroni od towarzystwa rówieśników, przyjaźni się jedynie z Elką, z którą dzieli swoje sekrety i spędza sporą część wolnego czasu. Na początku szkolni koledzy obrzucają go jedynie niechętnymi spojrzeniami, czasami i wyzwiskami. To przecież w końcu Żyd o niejasnych korzeniach, wychowywany przez aspołecznego dziadka, którego strach się bać. Z czasem jednak wrogie nastawienie zmienia się w ciekawość, którą sam Dawidek zdaje się podsycać swymi niecodziennymi zachowaniami.

Narrator tej powieści, będący jednym z trzech chłopców, którzy mieli tego lata możliwość poznania choć części sekretów Weisera, stara się rozwikłać zagadkę zaginięcia tajemniczego chłopca. Opowiada nam jego historię, opisując również i własne losy, splatające się zgrabnie z niewyjaśnioną kwestią tamtych lat. Opowieść swą snuje jednak niespieszne, krok po kroku, wzbudzając zainteresowanie i stopniując napięcie, nie zdradzając od razu najciekawszych jej szczegółów. Czytamy więc, wciąż mając ochotę i nadzieję na więcej, czując niedosyt, zaspokajany stopniowo pochłanianiem kolejnych stron tej opowieści.

Książka ta, na wskroś przeszyta magią, napisana jest pięknym językiem, który sprawia, że już od pierwszych stron przenosimy się w cudowne lata dzieciństwa, a przytaczane przez autora retrospekcje sprawiają, że gdzieś z tyłu głowy pobrzękuje i nasza historia sprzed tych kilkunastu, może i kilkudziesięciu lat. Dla mnie była to kolejna uczta z polskim autorem w roli głównej. I was zatem zachęcam do zapoznania się z twórczością Pawła Huelle, która nawiasem mówiąc przywiodła mi na myśl dzieła uwielbianego przeze mnie Guntera Grassa. Gwarantuję, że warto.

5,5/6

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Cykl fotograficzny # 12 - Islandia po raz drugi

Oto kolejna część fotograficznego cyklu z wyprawy po Islandii. Tym razem przedstawiam wam księżycowy krajobraz okolic Krafli - czynnego wulkanu znajdującego się na płn.-wsch. kraju, w tym pole geotermalne Hverir. Siarkowe wyziewy, otaczające przyjezdnych średnio przyjemnym zapachem nie odbierają przyjemności z przebywania wśród tych bulgoczących błot, fumaroli i zabarwionej przeróżnymi kolorami ziemi. Widok to iście nieziemski, a to, co widzicie poniżej to jedynie garść z niezwykłych krajobrazów, jakie miałam tam okazję ujrzeć. Zainteresowanych zachęcam również do obejrzenia poprzedniego cyklu fotograficznego z tego pięknego kraju. Znajdziecie go tutaj.
  

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...