Tytuł: A lasy wiecznie śpiewają
Autor: Trygve Gulbranssen
Wyd.: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 560
Uwielbiam klimat Skandynawii, tamtejsze krajobrazy, które ujmują i na długo pozostają w pamięci, prostotę stylu, zarówno architektury jak i literatury, i wreszcie pewną tajemnicę, którą niosą ze sobą długie białe noce latem i ciemne krótkie dni zimą.
W Polsce czytamy wiele skandynawskich utworów, są to jednak głównie historie kryminalne, które przyciągają swoją mroczną aurą i kolejnymi nierozwiązanymi zagadkami. Ja chciałam poznać literacką stronę tego intrygującego północnoeuropejskiego państwa poprzez zgoła inną powieść, poprzez książkę naznaczoną tamtejszą nieodgadnioną przeszłością, tradycjami zakorzenionymi w porozsiewanych po dzikich zakątkach kraju domach. Chciałam cofnąć się te kilka wieków wstecz, odbyć przechadzkę po gęstych lasach, wysokich górach, dać się przerazić nieokiełznanej przyrodzie, niosącej ze sobą szereg przeróżnych niebezpieczeństw, ukryć się przed dziką zwierzyną, aż w końcu przekroczyć progi jednego z tamtejszych domostw, otrzymać kielich rozgrzewającego trunku i wyłożyć się wygodnie przed płonącym drewnem, trzaskającym wesoło w kominku. Wszystko to otrzymałam w powieści Trygve Gulbranssena. I chociaż ciężko zapamiętać mi to dosyć trudne nazwisko, samej książki z pewnością nie zapomnę przez długi czas.
Utwór ten składa się w zasadzie z dwóch powieści, należących do jednego cyklu. Jest to tytułowa A lasy wiecznie śpiewają oraz jej druga część Dziedzictwo na Björndal. Pierwsze polskie wydania z lat 30-tych ubiegłego wieku pojawiły się osobno. Dziś na szczęście nie musimy już czekać na dalsze losy głównych bohaterów książki. Mamy je w jednym, dosyć opasłym, ale ładnie wydanym tomie.
Przejdźmy jednak do samej historii. Na przełomie XVIII i XIX wieku północną Norwegię zamieszkiwał pewien bogaty, odważny acz butny ród, na który w każdym pokoleniu składało się kilku rosłych, przystojnych mężczyzn, imponujących swą siłą, niezależnością i bohaterstwem, przywiązaniem do tradycji, rodziny i dzikich lasów, okalających tamtejsze ziemie. Każdy znikał w nich od czasu do czasu, zagłębiał się w niebezpieczne gęstwiny drzew z bronią pod pachą i zapasem jedzenia w tobołku. Tam walczył o przetrwanie, o pożywienie, odzienie, o własne jestestwo. Lasy były drugim domem, drugim życiem, ważną częścią samego człowieka. Mogły obdarować go hojnie swoimi darami lub zrzucić na jego barki tragedię, dawały szczęście i napawały trwogą.
Również kobiety są w tej powieści silne, mądre, stojące u boku swoich mężów, niezdolnych zwykle do okazywania uczuć. Znoszą cierpliwie niekończące się wycieczki do lasów, boją się, lecz są dzielne. Wierzą w swoich mężczyzn, wiedzą, że wszystko, co ich spotyka jest wolą boską, i choć często nie opuszczają ich czarne myśli, przyjmują wszelkie przeciwności losu, aby rosnąć w siłę i być prawdziwą ostoją tak ważnego w całym państwie rodu.
Książkę tę nazywa się czasami norweską epopeją narodową. Czy słusznie? Cóż, nie wszystkim słowo to kojarzy się dobrze, nie każdy był w stanie przebrnąć przez niełatwe dzieło naszego słynnego wieszcza. Ja nie widziałam jednak żadnego podobieństwa pomiędzy tymi dwoma lekturami. Powieść Gulbrannsena napisana jest prostym, surowym, lekko starodawnym stylem, który nie jest jednak archaiczny, a przyswojenie treści nie przysparza czytelnikowi żadnych problemów. Opisy przyrody nie są nużące, stanowią bardzo plastyczne tło powieści, pomagają wyobrazić sobie rzeczywistość, w jakiej żyli nasi bohaterowie. Do gustu przypadło mi również przedstawienie wnętrz domostwa rodu Björndal. Czułam się tak, jakbym siedziała na tamtejszych pięknie rzeźbionych krzesłach przy wielkim, suto zastawionym stole, leżała na miękkim, rozłożystym łożu, chodziła po skrzypiącej drewnianej podłodze i wyglądała przez okno w oczekiwaniu na przybycie gości.
Przepadłam w tej powieści bez reszty, wciągnęłam się w kuszące i odpychające zarazem groźne tereny lasów, w codzienność wspaniale nakreślonych postaci. Żyłam ich radościami, tragediami, podejmowałam z nimi życiowe decyzje, patrzyłam jak się cieszą i jak cierpią, jak walczą z przyrodą i z własnymi słabościami. Tę podróż do Norwegii uznaję zatem wszem i wobec za niezwykle udaną. Również was zachęcam do wsłuchania się w śpiew tych dalekich lasów. Być może przemycone w nim historie oczarują was tak samo, jak i mnie.
5/6
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Zysk i S-ka.