sobota, 30 czerwca 2012

Opowiedzieć morze. . .






Tytuł: Ocean morze
Autor: Alessandro Baricco
Wyd.: Czytelnik
Rok wydania: 2001
Ilość stron: 241








Tę niepozorną książeczkę (10x15 cm) jakiś czas temu poleciła mi Biblionetka. Zakupiłam ją przez internet nieświadoma jej niewielkiego, niestandardowego rozmiaru. Nie wiem czemu, ale tytuł pasował mi do książki potężnej - twarda oprawa, minimum 500 stron i tak dalej. Przesyłka z książką przyszła, zaskoczenie wzbudziła, lecz odłożyłam powieść na półkę i leżała tak około roku, stapiając się z podobnych gabarytów serią o Mikołajku. W końcu jednak nadeszła i jej pora i wtedy zaskoczyła mnie po raz kolejny.

Otworzyłam ją i niemal od razu poczułam zapach morza, zobaczyłam jego bezkres i stanęłam nagimi stopami na zimnym, szorstkim piasku. Wraz z pierwszymi stronami wiedziałam, że to będzie książka wyjątkowa, że to będzie opowieść usiana magią, a Alessandro Baricco wzbudzi we mnie chęć poznania innych swoich dzieł. Tkwiłam w tym stanie do ostatniej strony.

Do hotelu Almayer usytuowanego tuż przy plaży zdanej na łaskę i niełaskę przypływów przybywa kilka przedziwnych postaci. Każda z nich nosi na swych barkach jakiś problem, jakąś nierozwiązaną sprawę, i każda z nich szuka ukojenia w tym konkretnie miejscu, a jeszcze konkretniej - w morzu. Poznajemy malarza Passona, którego widzimy zawsze po kolana w wodzie, ze sztalugą otuloną wiecznie białym płótnem. Rozczulamy się nad profesorem Bartleboomem prowadzącym badania nad punktem, w którym kończy się morze, a wieczorem pisującym pełne czułości listy do ukochanej, której jeszcze nie było mu dane poznać, aby pewnego dnia wręczyć jej je ze słowami "czekałem na ciebie całe życie". Swoją drogą, głęboko mnie to wzruszyło i uderzyło jako absolutny szczyt romantyzmu, i myślę, że każda kobieta skrycie o takim surrealistycznym oddaniu marzy. Poznajemy również Elisewin, chorą na niezidentyfikowaną chorobę nastolatkę, dla której jedynym lekarstwem i wybawieniem przed śmiercią mogą być morskie fale, a także towarzyszącego jej księdza, ojca Pluche, pisującego swe własne, niestandardowe modlitwy.

Oprócz tych pokrótce opisanych przeze mnie, śledzimy też losy kilku innych, równie niecodziennych osób, a w tle przewija się czasami dosyć specyficzny personel hotelu, jeżeli można tak nazwać dzieci krzątające się po korytarzach i pokojach, w tym chłopca czytającego sny lub dziewczynkę odgadującą myśli. Całość składa się na historię na wskroś niesamowitą i nieskończenie piękną, która mnie szczerze urzekła. Język, treść, postaci i ich historie - wszystko to tworzy klimat doskonały, klimat zimnego morza i wietrznej plaży, klimat morza wszechmogącego. I choć pewnie wspaniale czytałoby się tę książkę nad morzem, oceanem lub inną wielką wodą, polecam każdemu, również w miejskim zgiełku, bo po prostu warto.

5,5/6

 Zdjęcie z telefonu być może nie jest najwyższej jakości, no ale morze jest i tego się będę trzymać.

1 komentarz:

  1. Książka wydaje się taka niepozorna. Ale fabuła jest naprawdę interesująca i być może po nią sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...