środa, 17 października 2012

Miłość po marokańsku







Tytuł: Miłość za kilka włosów
Autor: Mohammed Mrabet
Wyd.: Świat Książki
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 205 







Pamiętam zajęcia tłumaczeniowe z języka arabskiego w czasie studiów. Dostawaliśmy opowiadanie wybranego przez wykładowcę pisarza i rozpoczynaliśmy żmudną pracę nad rozwikłaniem, co też ukrywa się za nieskończonym ciągiem "robaczków". W ruch szły słowniki, a kiedy kolejny wyraz okazywał się niemożliwym do odnalezienia, nierzadko musieliśmy się również posiłkować własną wyobraźnią. Tłumacząc tekst słowo w słowo, sprawialiśmy, że nabierał on sensu i brzmiał całkiem logicznie. Całość składała się jednak z prostych zdań i licznych powtórzeń, dlatego też dzieła nie odbierało się poprzez pryzmat dobrej literatury, lecz jako twór niedoświadczonego początkującego tłumacza. Zmęczony tekst nie dawał nam przyjemności ze zgłębiania go, łączył się jedynie z uczuciem ulgi, że oto nadszedł kres naszych katuszy. 

Czytając tę książkę, miałam nieodparte wrażenie, że czytam właśnie coś na wzór tych naszych uczelnianych wypocin, i już naprawdę zgłupiałam. Może arabscy pisarze po prostu mają takie pióro - pomyślałam. Może nie da się tego przetłumaczyć lepiej. Sprawdziłam zatem język oryginału. Okazało się jednak, że marokański autor spisał swą powieść po angielsku. Chciałam chyba znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego dzieła, ale tak naprawdę trudno stwierdzić, czy wina leży po stronie tłumacza, czy sama historia opowiedziana jest w bardzo przeciętny sposób.

Mrabet wtajemnicza nas w losy dwójki bohaterów. Jednym z nich jest Mohammed - młody chłopak mieszkający i pracujący w hotelu swego przyjaciela Anglika. Życie z nazarejczykami, jak muzułmanie zwykli nazywać chrześcijan, obfituje w liczne libacje alkoholowe, które prowadzą siedemnastolatka do uzależnienia od napojów wysokoprocentowych i tytoniu. Rodzina się od niego odsuwa, a dziewczyna, w której się podkochuje daje mu kosza. To właśnie ona staje się drugą główną bohaterką opowieści, kiedy Mohammed postanawia rzucić na nią czar miłości. Kradnąc z jej grzebienia kilka włosów, udaje się do wróżbiarki i kupuje uczucie swej wybranki Miny, aby ta w końcu mu uległa.

Sama historia, choć może nie do końca w moim guście, byłaby zjadliwa, jednak sposób w jaki jest spisana pozostawia wiele do życzenia. Czyta się ją niczym szkic powieści, która dopiero ma powstać, która ma być ubrana w ładne finezyjne słowa, i która nabierze płynności pod czujnym okiem redaktora. Proste zdania to generalnie nie jest zarzut, niemniej w tym konkretnym przypadku ma się wrażenie, że autor opowiedział tę historię znajomemu na ulicy.

Jedyny naprawdę pozytywny akcent w "Miłości za kilka włosów" to moment, kiedy kończymy ostatnie jej zdanie, a kolejne strony otwierają przed nami trzy odrębne opowiadania Mrabeta: El Fellah, Święty przez przypadek i Sajjad. Dopiero w tych krótkich formach autor pokazuje na co go stać. Czyta się je przyjemnie, odczuwa się klimat arabskich krajów i wszystko zdaje się być na swoim miejscu. Jeżeli więc książka ta wpadnie w Wasze ręce, polecam przejść od razu na sam koniec. Reszta raczej nie warta jest zachodu.

3/6

Pozycję tę przeczytałam w ramach wyzwania Z literą w tle.

19 komentarzy:

  1. Niestety kiepscy tłumacze to zmora. Ale i słabi autorzy, lub słabsze książki nie należą do rzadkości. Skoro opowiadania są dobre, to może rzeczywiście autor nie odnajduje się w dłuższych formach wypowiedzi:)
    A swoja drogą co ty studiowałaś, że miałaś arabski? Bo pachnie mi kulturoznawstwem, a więc moją prawie pokrewną duszą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kulturoznawstwo to niestety nie było. Studiowałam filologię angielską tłumaczeniową z językiem arabskim - taką 5-letnią katorgę sobie zafundowałam :)

      Usuń
  2. No proszę, nie wiedziałam że stworzono kierunek z takim połączeniem:) Czy ja wiem, czy katorga? Ten arabski brzmi ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi interesująco - to fakt, i właśnie dlatego tam wylądowałam, ale same studia były nieciekawe i źle przemyślane. Z arabskiego wiele wymagano, niewiele uczono i w końcowym rozrachunku te zajęcia przyniosły studentom więcej stresu niż pożytku.

      Usuń
    2. Mimo wszystko jestem pod wielkim wrażeniem Twojego wyboru studiów. Nie każdy może się pochwalić faktem, że tłumaczył teksty z arabskiego :)

      Usuń
  3. Dzięki za cynk. Chyba odpuszczę sobie tę książkę.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie nie zachęcasz do tej książki:) Nie czytałam nic arabskich autorów i na razie mnie nie ciągnie.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam autora i chyba sama nigdy bym po niego nie sięgnęła i jak widzę nie ma czego żałować. Kurcze mi się marzą takie studia jak twoje, ale może nie koniecznie z arabskim .. może z włoskim albo francuskim ;p albo łaciną ewentualnie:D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro twoim zdaniem ,,Miłość za kilka włosów'' nie jest warta uwagi, to ja nie zamierzam się o tym osobiście przekonywać, dlatego będę omijać tę książkę szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog rewelacyjny! W wolnej chwili muszę dotrzeć do początku!
    Cieplutko pozdrawiam
    MAŁA GOSIA

    OdpowiedzUsuń
  8. Jednym słowem odpuszczam. Dzięki za ostrzeżenie

    OdpowiedzUsuń
  9. Będę unikać tej książki. Chyba nie ma nic gorszego niż fatalny styl, wtedy nawet niezła historia się nie obroni. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niejedną fajną książkę zepsuło złe tłumaczenie... No ale cóż, nie da się wszystkiego czytać w oryginale ;-) Do arabskiej literatury jakoś niespecjalnie mnie ciągnie, więc ten tytuł z pewnością sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam ochotę na tę książkę, ale chyba nie będę tracić na nią czasu. Dobre tłumaczenie może stanowić wartość dodaną, a złe nawet bardzo dobrą lekturę sklopsić. Ja sklopszonych powieści czytać nie chcę :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Tytuł jest świetny, uruchamia wyobraźnię, ale nie wiem czy podołałabym, w sensie byłabym zadowolona z podstawionego mi pod nos szkicu, chyba nie dla mnie taka mordęga. Swoją drogą zazdroszczę Ci znajomości "robaczków" , jak dla mnie język arabski jest nie do pokonania.

    OdpowiedzUsuń
  13. Trochę szkoda,z tego co piszesz zmarnowany potencjał. Obcowanie z książką z innego obszaru kulturowego powinno być podróżą. A z kiepskim tłumaczem lub autorem daleko się nie zajedzie.

    OdpowiedzUsuń
  14. To będę mijać z daleka. Co do języka arabskiego to podziwiam. Strasznie podziwiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Brzmi intrygująco. Szkoda tylko, że mam tak mało czasu na czytanie :(

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...